środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 27


  Kiedy jesteś słaby świat wykorzystuje to w największym możliwym stopniu. Kiedy jesteś wrażliwy, zaczynasz nienawidzić całego świata. Gdy jesteś słaby i wrażliwy, otaczasz się barierą i krzywdzisz siebie i wszystkich naokoło, udając, że wszystko jest dobrze, że wcale nie stałeś się wrakiem człowieka, tylko po to, żeby nie okazać swojej słabości. Bo słabość przeradza się we wściekłość. Wściekłość na wszystko i wszystkich.

Megan obudził narastający ból głowy. Syknęła i ukryła twarz w poduszce. Po parunastu sekundach z jeszcze większym bólem uderzyły w nią wspomnienia poprzedniego dnia.
Dlaczego to pamiętam? – jęknęła w myślach – Byłam na tyle pijana, że powinnam zapomnieć.
Z jej oczu zaczęły płynąć łzy, a ona jeszcze mocniej wcisnęła twarz w poduszkę.
Zaczęła cicho szlochać.
Nic nie ma sensu, nic nie ma znaczenia.
Przesunęła dłoń powoli w stronę swojej kobiecości. Położyła ją tam delikatnie, a jej szloch się wzmocnił.
Naprawdę to zrobiłam? – zapytała się w myślach, ale nie musiała czekać za długo na odpowiedź. Obrazy z poprzedniego dnia widziała aż za wyraźnie, a gdy przekręciła się na plecy, poczuła, że jest obolała właśnie ‘tam’.
Zlustrowała pokój spojrzeniem, które rozmazywały jej łzy.
Była z powrotem w domu Matta.
Zakryła twarz dłońmi.
-Nick – szepnęła, przekręciła się na bok i skuliła, ale łzy z jej oczu przestały płynąć.
Na jej ustach powoli pojawił się kpiący uśmiech.
-Łatwo dajesz się zniszczyć, Meg – powiedziała do siebie szeptem.
-Megan? – usłyszała głos zza drzwi i delikatne pukanie.
-Nie wchodź! – krzyknęła dziewczyna, łamiącym się głosem.
-Córeczko… - Megan poczuła jak ciepło na jej sercu rozlewa się mimowolnie.
-Nie wchodź – powtórzyła, ale już mniej zdecydowanym tonem.
-Wszystko u ciebie w porządku, kochanie? – zapytał niepewnie przez drzwi.
Megan parsknęła sarkastyczny śmiechem.
-Wspaniale! Nidy nie czułam się lepiej! – odpowiedziała głosem przepełniony sarkazmem.
-Wrócę za pół godziny z czymś do jedzenia, dobrze skarbie?
Megan nie odpowiedziała, tylko podniosła się z łóżka i pokierowała się w stronę łazienki. Chodzenie sprawiało jej ból. Skrzywiła się i weszła do łazienki, trzaskając za sobą drzwiami.
Spojrzała na siebie w lustrze i uśmiechnęła się dziwnie.
Miała rozmazany makijaż, była skrajnie blada, a jej włosy były w tak wielkim nieładzie jak jeszcze nigdy. Przyjrzała się sobie dokładniej i dotknęła delikatnie jednej ze swoich kości policzkowych.
Schudłam – stwierdziła – W sumie co się dziwię… Od tygodnia prawie nic nie jadłam.
Zsunęła z siebie ubrania przypominając sobie, jak Matt ją w nie ubierał, bo sama nie była w stanie. Skrzywiła się na to wspomnienie. Zlustrowała wzrokiem swoje ciało. Nigdy nie uważała, jak większość dziewczyn, że jest gruba, bo wiedziała, że jej figura jest idealne nawet jak na jej naście lat. Teraz patrzyła na swoje odbicie i jedyne co widziała, to wystające żebra. mocno zarysowane kości biodrowe i chude nogi. Jej biust też stracił lekko na objętości.
Wzruszyła ramionami i przesunęła językiem po swoich popękanych wargach i przeczesała palcami splątane włosy.
-Teraz to jesteś brzydka – powiedziała do swojego odbicia, uśmiechając się kpiąco – Jesteś przedmiotem, który został po prostu ‘użyty’ na imprezie – w jej oczach pojawiły się łzy, ale kontynuowała – Nikt cię nie kocha… Bo jak można kochać taką dziwkę jak ty?
Odkręciła kran i opryskała swoją twarz wodą, powodując, że makijaż rozmazał się jeszcze bardziej.
Stanęła na wadze, która pokazała 43 kg. Przy jej 168 cm wzrostu, było to stanowczo za mało.
Weszła pod prysznic, odkręciła wodę i pozwoliła by ta spływała po niej strumieniami.


-DNA, inaczej kwas deoksyrybonukleinowy, to nośnik informacji genetycznej, w której zawarty jest…
Drew przestał słuchać i spojrzał w zakratowane okno w klasie.
Miał nieodparte wrażenie, że lekcje w poprawczaku są jeszcze nudniejsze, niż w jego poprzedniej szkole.
Ziewnął i przeciągnął się na krześle. Spojrzał na nauczyciela, który nawet tego nie zauważył, chociaż siedział w pierwszej ławce, a profesor nadal patrzył tylko swoim pustym wzrokiem w przestrzeń.
Ciekawe czy zauważyłby, gdybym zasnął… - rozejrzał się po klasie i natychmiastowo otrzymał odpowiedź, widząc, że trzech chłopaków z klasy spało w najlepsze.
Właśnie miał podłożyć sobie bluzę pod głowę, kiedy w sali lekcyjnej pojawiła się kobieta, której nigdy wcześniej nie widział. Zlustrował ją wzrokiem. Była niczego sobie i chyba nie tylko on tak uważał, bo w klasie zapanowało nagłe poruszenie.
-Drew Bieber, Jack Justice, Zack Andrews i Frank Hale. Na badania – oświadczyła.
Chłopak westchnął i niechętnie podniósł się z miejsca, jak i reszta wymienionych chłopaków.
Tak oto właśnie jego plan drzemki legł w gruzach.
Kiedy wyszli z klasy, Drew spojrzał pytająco na kobietę.
-Jakie badania? – spytał.
-Wydajności sportowej – chłopcy chóralnie jęknęli. Drew stwierdził, że badania musiały nie wyglądać za przyjemnie.
Ruszyli korytarzem za kobietą.
Jako pierwsi na badania weszli Frank, Zack i Jack. Kobieta poinformowała Drew, że on musi poczekać, że wejdzie po nich, bo to jego pierwsze badanie.
Chłopak wzruszył ramionami i usiadł w obskurnej poczekalni.
Wsparł głowę o oparcie krzesła i zamknął oczy.
Siedział tam przez parę minut, do czasu, kiedy usłyszał lekkie kroki zmierzające w jego kierunku.
Otworzył oczy i dostrzegł Caroline, która zatrzymała się niedaleko niego.
-Cześć – powiedział, uśmiechając się łobuzersko, jak to miał w zwyczaju.
-Cześć – odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech.
-Nie powinnaś być w szkole? – zapytał, marszcząc lekko brwi.
-Nie – odpowiedziała krótko, nie wyjaśniając.
-A co cię tu sprowadza? – pytał dalej.
-Ty – powiedziała, bez wahania.
Drew poczuł jak przyspiesza mu tętno.
-A mogę wiedzieć… dlaczego?
-Więc… - przysiadła obok niego na krześle – Wpisałam cię na listę badań, na której nie powinno cię być. Masz godzinę… ze mną. Jeśli chcesz – przygryzła niepewnie wargę.
-A co będziemy robić…? – zapytał chłopak uśmiechając się przebiegle, czując narastające podniecenie.
-A co byś chciał? – zapytała dziewczyna, uśmiechając się niewinnie.
-A co oferujesz? – spytał chłopak, rozbawieniem kryjąc ekscytację.
-Chodź – dziewczyna złapała go za rękę i szybkim krokiem ruszyli w stronę, która nic nie mówiła Drew.
-Stop! – szepnęła dziewczyna i zatrzymała go przed rozwidleniem korytarzy.
Wychyliła się i sprawdziła teren.
Drew uśmiechnął się z rozbawieniem, a ona pociągnęła go za rękę i biegiem pokonali ostatni kawałek.
Dziewczyna przekręciła klucz w drzwiach, wepchnęła Drew do środka, po czym szybko zamknęła za nimi drzwi.
W pomieszczeniu było zupełnie ciemno, ale Caroline włączyła zwisającą z sufitu żarówkę.
-Hmm… Co chcesz robić w schowku na miotły? – zapytał chłopak, przesuwając dłonie na pośladki dziewczyny. Kiedy nie zareagowała negatywnie, ścisnął je – Tatuś mówił, że masz trzymać się ode mnie z daleka – szepnął jej na ucho i poczuł, że dziewczyna delikatnie zadrżała.
Musnął jej policzek. Składał drobne pocałunki wzdłuż jej szczęki, coraz bardziej zbliżając się do jej ust. Kiedy do nich dotarł, zatrzymał się milimetr przed nimi i spojrzał dziewczynie w oczy. Nie potrafił nic z nich wyczytać, dopóki nie złączyła ich ust.
Całowali się z początku ostrożnie, dopóki Drew nie polizał delikatnie wargi dziewczyny prosząc o wpuszczenie go do środka. Zgodziła się i pocałunek przerodził się w coś najbardziej namiętnego, co Drew przeżywał kiedykolwiek w życiu.
Podniósł jej nogę, dając jej znak, żeby oplotła je wokół niego.
Podskoczyła lekko i poddała się jego sugestii.
Drew oparł ją o drzwi, a jego ręce powędrowały pod jej bluzkę, zatrzymując się na jej piersiach.
-Możesz ją zdjąć – szepnęła dziewczyna dotykając dłonią bluzki.
Chłopak uśmiechnął się i natychmiast to zrobił.
Zlustrował dziewczynę dokładnie wzrokiem i poczuł, że jego podniecenie narasta.
-A go mogę zdjąć? – zapytał delikatnie masując piersi dziewczyny, wsuwając powoli dłoń pod materiał stanika.
-Nie pozwalasz sobie na za dużo? – zapytała seksownym głosem, jednocześnie unosząc brwi.
Chłopak oblizał wargi i pokręcił przecząco głową.
-Najpierw zdejmij swoją bluzkę – nakazała, a on ochoczo spełnił jej polecenie.
Przesunęła dłonią po jego nieznacznie zarysowanych mięśniach.
Chłopak postawił ją na ziemi i zsunął z niej spodnie. Uśmiechał się, przyglądając się jej szczupłemu ciału z idealnymi kształtami.
Zamruczał i położył dłonie na jej pośladkach, przyciągając do siebie.


-Megan? Kochanie? Mogę wejść? – Matt stał pod drzwiami i czekał na jakąkolwiek reakcję córki – Megan? – zapukał kilka razy. Kiedy nie dostał żadnej odpowiedzi, niepewnie nacisnął na klamkę i wszedł do pokoju.
Pustego pokoju.
-Megan? – w głosie Matta dało się słyszeć niepokój – Córeczko?
Jego kroki niepewnie pokierowały go w stronę łazienki.
Zapukał, a gdy znów nie usłyszał żadnej odpowiedzi nacisnął na klamkę, która nie ustąpiła.
Poczuł jak serce podchodzi mu do gardła.
Nagle usłyszał jak coś spada z szafki z hukiem.
Podskoczył i odwrócił się szybko.
Książka, zrzucona przez przeciąg leżała na podłodze.
W otwartym oknie powiewała krwistoczerwona zasłona.

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 26

-Skoro żaden z was, do cholery nic nie zrobił, to dlaczego jeden z was ma złamany nos, a drugi rozciętą wargę?! – krzyknął zirytowany dyrektor placówki – Przestańcie się nawzajem osłaniać! Chcę wiedzieć co zaszło albo obydwaj będziecie mieli o wiele poważniejsze kłopoty.
Drew i jego nowo poznany znajomy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
-Już mówiliśmy, że to wypadek – młody Bieber wywrócił oczami – Niels wpadł na mnie, a ja przegryzłem sobie wargę.
Dyrektor sapnął wściekły.
-Co panu zależy? – zapytał Drew kpiąco.
-Ty sobie uważaj, Bieber. Jesteś tu pierwszy dzień, a już mam cię dość bardziej od całej reszty tych chuliganów – wysyczał mężczyzna.
Drew nie odpowiedział, bo jego wzrok zatrzymał się na punkcie za oknem. Mianowicie na Caroline, która najwidoczniej właśnie zmierzała do gabinetu ojca.
Dyrektor skierował spojrzenie w tę samą stronę.
-Co mówiłem o patrzeniu na nią?! – wrzasnął, kiedy dostrzegł córkę.
Drew natychmiastowo odwrócił wzrok i skierował go na swoje buty.
Nie miał ani trochę ochoty oberwać paralizatorem.
-Tatoooo – dziewczyna wpadła do pomieszczenia paręnaście sekund później. Jej wzrok zatrzymał się  na Bieberze, uśmiechającym się pod nosem do swoich butów – Drew, serio? Już?? – zapytała z dezaprobatą i rozbawieniem w głosie.
-Dlaczego od razu zakładasz, że coś zrobiłem? – chłopak spojrzał na dziewczynę, uśmiechając się cwaniacko.
-A nie? – zapytała odwzajemniając uśmiech.
-Tak się składa, że po prostu się zderzyliśmy – wyjaśnił Drew – A ktoś tu od razu robi z tego wielkie halo – wywrócił oczami i wskazał nieznacznie głową na dyrektora.
-Nie wątpię w to – odpowiedziała z sarkazmem i skierowała spojrzenie na rozwścieczonego ojca – Tatusiu, mam sprawę…
-Bieber i West do pielęgniarki. Nie myślcie sobie, że ta rozmowa już się zakończyła – powiedział ostrzegawczo dyrektor, kiedy chłopcy ruszyli w stronę drzwi.
Drew całkowicie przypadkiem przeszedł na tyle blisko Caroline, że dyskretnie musnął jej dłoń swoją.
Zdziwiło go mrowienie, które rozprzestrzeniło się po całej jego ręce.
Zanim wyszedł, odwrócił się jeszcze w stronę dziewczyny, a kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały był niemal pewny, że ona poczuła to samo.
-Bieber! – wrzasnął dyrektor, a chłopak czym prędzej zniknął za drzwiami.


Megan tańczyła, wirowała w rytm muzyki. Nareszcie czuła się wolna, a w głowie miała przyjemną pustkę. Nie pamiętała ile wypiła, w pewnym momencie straciła rachubę. Nie wiedziała też jaką tabletką poczęstowała ją jakaś dziewczyna pół godziny temu, ale zupełnie jej to nie obchodziło. Ocierała się o chłopaków, całowała się z kilkoma, ale nawet nie zapamiętała ich twarzy.
-Hej, śliczna – poczuła czyjeś ręce na swoich biodrach i alkoholowy oddech przy swoim policzku.
Nie odwróciła się, a mężczyzna przyciągnął ją bliżej do siebie.
Zaczęli ocierać się o siebie w rytm muzyki.
-Jesteś tu z kimś? – zapytał nieznajomy.
Megan pokręciła przecząco głową, a ten odwrócił ją do siebie przodem.
Przyjrzała mu się na tyle ile pozwalał jej na to stan odurzenia alkoholowego.
Jedyne co zdołała zlokalizować to jego czarne włosy, lekko azjatyckie oczy i to, że chyba nie był od niej dużo starszy.
Megan przygryzła wargę.
Chłopak uśmiechnął się do niej i przyciągając ją na nowo do siebie wpił się w jej usta.
Jego ręce powędrowały na tyłek dziewczyny, a ona wplątała ręce w jego włosy.
-Nie lubię być samotna – wymamrotała do jego ucha.
-Ze mną nie będziesz samotna – odpowiedział i złapał jej dłoń, dając jej znak, żeby za nim poszła.
Megan wirowało w głowie, ale doskonale zdawała sobie sprawa, gdzie zmierzają. Nie potrafiła tylko przypomnieć sobie dlaczego właściwie to jest złe.
Podobały się jej rzeczy, które działy się w jej organizmie.
Chłopak zaprowadził ją do pokoju, znajdującego się na obrzeżach klubu.
Przekręcił klucz w zamku, a Megan usiadła na łóżku, rozglądając się po pomieszczeniu.
Azjata przykucnął obok niej i ściągnął buty z jej nóg.
Zdjął również swoje i przygniatając ją swoim ciężarem do łóżka wpił się w jej usta.
Dziewczyna odwzajemniała pocałunki.
Nick będzie zły – przebiegło jej przez głowę.
Nie, nie będzie, przecież to koniec. Wszystkiego – odpowiedziała sobie po chwili.
Nie zaprotestowała, kiedy chłopak zdjął jej bluzkę przez głowę.
Nie czuła się ani trochę skrępowana, chociaż gdzieś świtało jej, że powinna.
Sięgnęła po bluzkę nieznajomego i zrobiła to samo z jego.
Przejechała dłonią po jego wytatuowanym, umięśnionym torsie.


-Skąd znasz córkę dyra? – zapytał Niels, kiedy wracali od pielęgniarki. Wyglądał przezabawnie z opatrzonym nosem i Drew z trudem  powstrzymał kolejny wybuch śmiechu, kiedy znowu spojrzał na kolegę.
Oblizał usta, maskując rozbawienie.
-Nie znam. Widzę ją trzeci raz w życiu – odpowiedział.
-A te inne 2 razy?
-Tak się składa, że na siebie wpadamy dzisiejszego dnia.
-Wpadacie na siebie? – chłopak posłał Drew podejrzliwe spojrzenie – Wygląda jakbyś się jej podobał.
Młody Bieber się wyszczerzył.
-Gorąca jest.
-Oj, jest – przytaknął olbrzym z rozmarzonym uśmiechem – Ale nikt jej nie tknie, bo dyro urwałby mu jaja. I to nie jest przenośnia.
Drew się zaśmiał.
-To nie jest śmieszne – powiedział Niels z poważnym wyrazem twarzy – Był taki jeden… Charles. Przywalał się do niej, a później zaginął w tajemniczych okolicznościach.
Drew spojrzał na niego z niedowierzaniem i rozbawionym uśmiechem.
-Każdy ci potwierdzi, jak mi nie wierzysz – wzruszył ramionami.


Megan leżała pod nowo poznanym chłopakiem i oboje nie mieli na sobie żadnej części ubioru.
-Robiłaś to kiedyś? – zapytał Azjata.
Megan odwróciła spojrzenie.
-Ejj, to nic – chłopak złapał jej brodę i zmusił do patrzenia na niego – Na początku może boleć, ale później ci się spodoba, ok?
Meg skinęła niepewnie głową, a o jej świadomość obijało się to co właśnie zamierza zrobić.
Zanim zdążyła przetworzyć tę informację poczuła, że chłopak splata swoje dłonie z jej po dwóch stronach jej głowy i znajduje się w niej powolnym ruchem.
Dziewczyna jęknęła.
-Csii – szepnął, poruszając się w niej powoli.
Z każdym ruchem chłopaka, Megan czuła coraz więcej przyjemności, niż bólu.
Azjata zwiększył tempo i intensywność, a Meg czuła jak coś w niej narasta. Uczucie, którego nigdy wcześniej nie znała.


-A jak nie jest niedziela i się nie nudzicie, to co robicie? – zapytał Drew, leżąc na swoim nowym łóżku i umierając z nudów.
-Uczymy się. Pracujemy charytatywnie – odezwał się jakiś niezadowolony głos z głębi pokoju.
Młody Bieber jęknął.
-Dlaczego mnie po prostu nie zabili?
Rozległo się kilka chichotów, a Drew westchnął teatralnie.
-Co zrobiłeś, że cię tu wsadzili? – zapytał chłopak, z sąsiedniego łóżka.
Drew nie odpowiedział, tylko zacisnął szczękę.
-Nic, na co miałby jakiś cholerny wpływ – odezwał się dziwnym głosem, po kilku minutach ciszy.


-Jenn, Megan wyszła z domu jakieś 4 godziny temu. Nie wiem czy mam się niepokoić… Ale chyba zaczynam się martwić.
-Jest już po północy! Powinna wrócić. Zadzwoń do niej – odpowiedziała Jenny po drugiej stronie słuchawki.
-No właśnie tak się składa, że nie odbiera… Tylko się nie denerwuj. Po prostu właściwie jej nie znam. Gdzie mogę jej szukać?
Jenn przez dłuższą chwilę nie odpowiadała.
-Spróbujemy z Justinem namierzyć jej telefon. Damy ci znać – powiedziała, po czym szybko się rozłączyła, a Matt czuł, że nawalił na całej linii.


Megan leżała skulona na łóżku, zastanawiając się czy minęły sekundy, minuty, godziny czy może dni. Miała zamknięte oczy i czuła mocne zawroty głowy.
Azjata ją zostawił. A mówił przecież, że nie będzie przy nim samotna.
Mocniej przycisnęła do siebie kolana.
Czuła się teraz o wiele bardziej samotna, niż kiedykolwiek w życiu.
Z oka popłynęła jej łza, ale zignorowała ją, skupiając się na dźwięku dochodzącym zza drzwi.
Ktoś tu zmierzał.
Westchnęła.
Pewnie jakaś para chcę się pieprzyć.
Docierała do niej ta informacja, ale nie zamierzała niczego z nią robić.
Leżała dalej, spokojnie.
Nie wiedziała nawet czy będzie w stanie wstać.
-Megan!! – wydawało jej się, że słyszy swoje imię.
Parsknęła śmiechem.
Kto mógłby niby chcieć ją znaleźć?
Ktoś zapukał do drzwi. Nie słysząc odpowiedzi, energicznie je otworzył.
-Megan! – usłyszała głos Matta przepełniony, ulgą i jednocześnie przerażeniem.
Nie poruszyła się, ale przez jej głowę przebiegła jej myśl czy jest w coś ubrana.
Była. Miała na sobie swoją czarną, koronkową bieliznę, chociaż zupełnie nie pamiętała kiedy założyła ją z powrotem.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 25

  Drew przeszedł masę badań, które sprawdzały jego kondycję fizyczną, stan zdrowia i mnóstwo rzeczy, które według niego nie miały kompletnego znaczenia. Z tego, co mówiła niska, chuda kobieta, co pięć sekund pociągająca nosem i poprawiająca okrągłe okulary, o wiele za duże na jej malutkiej twarzy, większość z jego wyników było dobrych. Oprócz poziomu agresji, który według niej był nadprzeciętny.
-Chyba sobie pani kpi – parsknął chłopak – Nie znam bardziej spokojnego człowieka ode mnie.
Nie odpowiedziała tylko zmierzyła go zdystansowany spojrzeniem.
-Cóż… - zaczęła swoim piskliwym głosem i pociągnęła nosem – Obserwacje moje, pana dyrektora i policjantów mówią co innego.
Drew wywrócił oczami z bezczelnym uśmiechem.
-Przykro mi to mówić, ale – pociągnięcie nosem – Wykazujesz zbyt wiele agresji, żebyśmy mogli zostawić cię bez nadzoru, więc - pociągnięcie nosem, poprawienie okularów – Założymy ci na rękę bordową bransoletę, która będzie informować innych o tym, że jesteś – pociągnięcie nosem – niebezpieczny.
-Yyy, nie – powiedział Drew, cofając się od kobiety – Nie gustuję w biżuterii. Poza tym… nie jestem... niebezpieczny – uśmiechnął się najbardziej przekonująco, jak tylko był w stanie.
-Przykro mi – pociągnięcie nosem – Jeśli się poprawisz, niewykluczone, że za jakiś czas zostanie ci zdjęta.
-Będę grzeczny, obiecuję. Nie chcę tego – mówił chłopak.
-John! – zawołała swoim skrzekliwym głosem, a Drew automatycznie zaczął się rozglądać za drogą ucieczki.
-Tak? Czy ten dzieciak znowu sprawia problemy, Karen? – ochroniarz momentalnie pojawił się w pomieszczeniu.
-Ja? Nigdy, John – Drew uśmiechnął się niewinnie.
-Ile razy mam ci powtarzać, że nie masz prawa mówić do mnie po imieniu?! – warknął ochroniarz.
-Mówienie o mnie ‘ten dzieciak’ też nie jest za uprzejme, nie uważasz? – zapytał tonem, jakby ganił małe dziecko.
-Kurwa, Bieber, nie wydostaniesz się stąd przez najbliższe lata, nawet na minutę. Z tym zachowaniem za nic nie dostaniesz przepustki – powiedział ostro mężczyzna.
Drew przełknął ślinę.
-Nie dacie mi przepustki? Za zachowanie? – zapytał powoli.
-Nie inaczej. A teraz zakładaj tę cholerną bransoletkę – rozkazał.
Drew posłał mu złe spojrzenie i z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy, pozwolił Karen założyć sobie na rękę bordową bransoletę.
-A teraz włosy – powiedziała pociągając nosem.
-Nie ma mowy – zrobił krok do tyłu.
-Ależ jest, Bieber – odezwał się gliniarz, z wyraźną satysfakcją w głosie.
-Nikt nie dotknie moich włosów – powiedział twardo.
-A ty co? Panienka? – zarechotał John – Bądź mężczyzną, Drew.
Chłopak posłał mu nienawistne spojrzenie, jednocześnie rozmyślając, jakby tu ominąć policjanta i wybiec na zewnątrz.
-Nawet o tym nie myśl. Wiesz, że i tak cię złapiemy i będzie tylko gorzej – powiedział policjant, odgadując myśli młodego Biebera.
Chłopak westchnął, włożył końcówki dłoni do kieszeni przetartych jeansów i opuścił głowę.
-Będę wyglądał jak debil – mruknął.
-Już tak wyglądasz – usłyszał znajomy głos.
Uniósł głowę i jego wzrok napotkał rozbawione spojrzenie Caroline.
-Co tu robisz, śliczna? – zapytał, uśmiechając się lekko – Tatuś, nie wyraził się jasno, że nie chce, żebyś się obok mnie kręciła?
Caroline uśmiechnęła się cwaniacko.
-Nie – opowiedziała – A tak nawiasem mówiąc, wcale nie wiedziałam, że tu jesteś – jej wyraz twarzy mówił coś zupełnie innego. Przeniosła wzrok na niską kobietę – Karen, tata prosił, żebyś na chwilę się u niego zjawiła.
Kobieta pociągnęła nosem, skinęła głową i wyszła, prosząc policjanta, żeby przypilnował Drew, dopóki nie wróci.
-Co ty właściwie robisz? – zapytał chłopak bezdźwięcznie poruszając ustami, wpatrując się w Carol.
-Ratuje twoje włosy – odpowiedziała tym samym sposobem.
Drew uśmiechnął się szeroko.


Megan wyszła ze swojego pokoju, w którym mieszkała u Matta i skierowała swoje kroki do wyjścia.
-Zjesz coś? – zawołał do niej ojciec z salonu.
-Nie. Pójdę się przejść – odpowiedziała krótko i wyszła na zewnątrz pierwszy raz od kilku dni.
Zaczerpnęła haust powietrza.
Nie wyczuła w nim nic innego oprócz cholernych spalin, co ją zirytowało.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w ostatnich dniach irytowało ją niemal wszystko.
Ruszyła przed siebie w nieznanym sobie kierunku.
Nie obchodziło ją czy się zgubi.
W ostatnich dniach nie obchodziło jej zupełnie nic.
Kiedy usłyszała, jak dwóch chłopaków obok których przeszła, gwiżdżą na jej widok, bezceremonialnie pokazała im środkowy palec.
-Drapieżna – usłyszała za sobą głos jednego z nich.
Wywróciła oczami i zdała sobie sprawę jak bardzo zmieniło ją to parę dni.
Wzruszyła mentalnie ramionami.
Życie zmienia.


-Tak? – kiedy Drew usłyszał w słuchawce znajomy głos, chciało mi się skakać ze szczęścia.
-Hej, śliczna – powiedział ciepłym głosem i pokazał gestem policjantowi, żeby się odsunął.
Ten niechętnie, przesunął się o paręnaście centymetrów.
Drew wywrócił oczami mówiąc bezgłośnie, sarkastyczne ‘dzięki’.
-Drew? – zapytała zaskoczona Rachel.
-We własnej osobie. Mogę wykonywać jeden telefon co tydzień i mam 5 minut. To się nagadamy – westchnął głęboko – Tęsknię za tobą, kochanie..
-Ja za tobą też – powiedziała smutno dziewczyna – Słuchaj, Drew… Musimy… - przez chwilę się nie odzywała - Moi rodzice mówią, że…
-Jak mi powiesz, że te koniec, to się zabiję i tak nie mam co tu robić – przerwał jej – A gdzie ‘och, Drew, obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz’?? – zakpił, sarkastycznie udając jej głos.
-Drew…
-Co? – warknął.
-Po prostu… tyle się ostatnio zdarzyło i…
-I co?? Powiedz mi kurwa co???
-Drew, to nie takie proste jak ci się wydaje…
-Żadna pieprzona rzecz na tym świecie nigdy nie wydawała mi się prosta, Rachel – wycedził – Wiesz, że to, że Greg nie żyje, było przypadkiem. Wiesz, że kocham cię, jak idiota.
-Drew… Ja nie mogę dłużej z tobą być… To nie zależy wyłącznie ode mnie – mówiła Rachel, drżącym głosem.
-Tak? – zakpił – A od kogo? Masz swój mózg, a to wolny kraj, Rachy – ostro podkreślił ostatnie słowo – Chcesz mi powiedzieć, że zrywasz ze mną przez telefon, bo nie możesz podtrzymywać mnie przy życiu nawet z litości i raz w pieprzonym tygodniu mówić, że mnie kochasz?! 5 minut Rachel!!
-Czy ty się słyszysz, Drew? – zapytała dziewczyna drżącym głosem – Nie jesteś sobą. Nie mogłabym cię oszukiwać, a nie chcę zatrzymywać swojego życia uczuciowego na parę lat, bo muszę być wierna tobie. Potrzebuję bliskości, wiesz? A ty mi jej nie dasz, bo praktycznie nie będziemy się widzieć.
-I tak bym się nie dowiedział, że mnie zdradzasz – sapnął.
-Drew, ja…
Chłopak usłyszał trzaśnięcie w słuchawce i informację, że jego 5 minut właśnie dobiegło końca.
Drew z całej siły odłożył telefon i z jeszcze większą siłą uderzył lewą pięścią w ścianę, zaraz poleciała prawa i znowu lewa i prawi i lewa i prawa.
-Stop! – policjant odciągnął nabuzowanego, wyrywającego się Drew od ściany. Trzymał go mocno, dopóki ten choć trochę się nie uspokoił - Słuchaj, Drew – zaczął spokojnym tonem - Wbrew pozorom, to jeszcze nie koniec świata – powiedział mężczyzna.
Chłopak zmarszczył brwi. Nie znał go, ale chociaż wydał mu się w miarę przyjazny, nienawidził psów.
-Dla mnie tak – powiedział ostro.
-Odsiedzisz tu jakiś czas. Dobrze się zachowuj, to kto wie i może za  2 miesiące zdejmą ci tę bransoletę i rodzina będzie mogła odwiedzać cię nawet co weekend. Może nawet dostaniesz przepustkę – mówił policjant.
Chłopak opuścił głowę i zaczął wpatrywać się w podłogę.
-Kto powiedział, że mam jeszcze do czego wracać?
-Jesteś silnym chłopakiem, Drew. Poradzisz sobie ze wszystkim. Zaufaj, z czasem wszystko się ułoży – mówił.
Młody Bieber uniósł z powrotem spojrzenie na policjanta.
-Gadanie – sapnął.
-Twoje nastawienie, twój wybór – odpowiedział mężczyzna.
-A jakie ono kurwa może być?! – krzyknął Drew – Przypadkiem spowodowałem śmierć, muszę tu za to gnić, rodzina dziwnie na mnie patrzy, dziewczyna mnie rzuca… siostra nienawidzi…
-Rozumiem cię, chłopcze, ale niczego nie odwrócisz. Możesz jedynie zacząć od nowa – Drew chciał mu przerwać, ale mężczyzna na to nie pozwolił – Po prostu to przemyśl.
Policjant zaprowadził Drew do jego tymczasowego pokoju-celi. Kiedy mężczyzna otworzył przed nimi drzwi, jego oczom ukazało się parunastu chłopców mniej więcej w jego wieku, siedzących lub leżących na łóżkach. Część z nich siedziało na podłodze i grało w karty, ale w momencie, kiedy pojawili się w drzwiach, wszystkie spojrzenia skierowały się w ich stronę.
-Chłopaki, to jest Drew – oznajmił policjant – Przyjmijcie go ciepło.
Drew usłyszał kilka parsknięć, ale odważnie wszedł do środka z cierpkim uśmiechem na ustach.
Mężczyzna zamknął za sobą drzwi, a młody Bieber uświadomił się, że w ogóle nie czuje strachu, chociaż prawdopodobnie powinien.
Stał tak po środku pomieszczenia, spokojnie lustrując wszystkich po kolei.
Nie wszyscy mieli wygolone głowy. Chłopak zastanawiał się czy to ich również Caroline wzięła pod swoje skrzydła, czy po prostu włosy zdążyły im odrosnąć.
Jego spojrzenie zatrzymało się na ogromnym chłopaku, który próbował zmiażdżyć go wzrokiem.
-Co się gapisz, cieciu? – warknął olbrzym.
-A nic, przypominasz mi kogoś – powiedział Drew, z rozbawionym uśmiechem.
-Kogo? Twój senny koszmar? – wyszczerzył pożółkłe zęby.
-Nieee – Drew nie przestawał się uśmiechać – kuzynkę.
Oprych zerwał się z miejsca i w jednej sekundzie stał naprzeciwko Drew, mierząc go mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
-Powtórz – warknął na skraju wybuchu.
-Ej, koleś nie chciałem cię obrazić – zaśmiał się – Moja kuzynka jest całkiem seksowna.
Pięść chłopaka w jednym momencie z dużą siły wylądowała na ustach Biebera.
Drew spojrzał na górującego nad nim wielkością idiotę.
Potarł szczękę, pokręcił głową z uśmiechem nie wróżącym niczego dobrego, zamachnął się i oddał kolesiowi cios. Trafił w nos. Usłyszał skrzypnięcie kości, a z nosa polała się krew.
-Mike, on ma bordową bransoletę. Nie ryzykowałbym – Drew usłyszał głos gdzieś zza siebie.
W oczach olbrzyma na ułamek sekundy zabłysł lęk.
Kiedy Drew patrzył na niego, próbującego zatamować rękami krwotok z nosa nawet zrobiło mu się go szkoda, dopóki nie poczuł metalicznego smaku na swojej wardze. Oblizał ją.
-Rozciąłeś mi wargę – powiedział niezadowolony.
-A ty złamałeś mi nos – warknął Mike.
Drew wzruszył ramionami.
-Myślałeś, że ci nie oddam?


Kroki Megan pokierowały ją w stronę tętniącego życiem klubu.
Głośna muzyka, taniec i alkohol, to coś czego w tym momencie potrzebowała najbardziej na świecie.
Nigdy nie była pijana, ale dziś miała zamiar być. Pozostał jej tylko problem, przedostania się do klubu, bez dowodu osobistego.
Nie stanęła w kolejce i pomimo protestów ludzi przedarła się do bramkarza.
-Czego chcesz, dzieciaku? - zakpił, ale wyraźnie zauważyła jak łakomie zlustrował ją wzrokiem od góry do dołu i z powrotem.
-Jest pewna sprawa... - zaczęła krzywiąc się przepraszająco - W środku jest mój brat. Rodziców nie ma w domu, a ten idiota wziął dziś mój klucz i nie mam, jak wrócić... Wpuścisz mnie na minutkę?
-Nie możesz zadzwonić, żeby wyszedł? Nie wydaje mi się, żeby łatwo było kogokolwiek tam znaleźć - odpowiedział, ale wyglądało na to, że połknął haczyk.
-Nie wziął ze sobą telefonu, nie słyszy albo umyślnie nie odbiera... - wytłumaczyła.
Facet westchnął, machnął ręką i pozwolił jej wejść ku oburzeniu większości kolejki.
-Wrócę, jak tylko go znajdę - obiecała.
Kiedy tylko przekroczyła próg klubu na jej ustach pojawił się szeroki, zwycięski uśmiech.

_________________
;)

poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział 24

Megan spojrzała w lustro, a następnie na czarną kredkę, którą trzymała w ręce, potem znów na lustro i zaraz z powrotem na kredkę.
Kiedy znów uniosła wzrok na swoje odbicie, zmarszczyła brwi.
Tylko ciemno pomalowałam oczy, a wyglądam jak nie ja – pomyślała i uśmiechnęła się wyzywająco do siebie w lustrze – Chyba o to mi chodziło.
Pociągnęła swoje usta ciemnoczerwoną szminką, po czym wyszła z łazienki i skierowała się do szafki, w której trzymała swoje ubrania u Matta.
Wyciągnęła z niej czarną bokserkę i szare, obcisłe rurki. Do tego wyszukała czarne botki z ćwiekami.
Spojrzała w lustro znajdujące się w pokoju, który chwilowo należał do niej i pokazała środkowy palec swojemu odbiciu.
-Nikt już nigdy, na tym cholernym świecie mnie nie zrani – wycedziła do swojego odbicia.

Drew pewnym krokiem wszedł do ośrodka poprawczego, prowadzony przez policjanta, który przestał go popychać dopiero w momencie, kiedy chłopak wrzasnął, że jego ojcem jest Justin Bieber i jeśli nie przestanie, to go zgłosi, a mając pieniądze wygra sprawę.
Policjant sapał ze złości, ale Drew to nie przeszkadzało. Uśmiechał się z rozbawieniem i jeszcze czymś co w ostatnich dniach pokazała jego natura. Zaciętością.
Kiedy tylko weszli na teren placówki, chłopcy w przeróżnym wieku posyłali mu wrogie spojrzenia.
On odpowiadał bezczelnym uśmiechem i wysoko uniesioną głową.
W końcu dotarli do czegoś, co prawdopodobnie było gabinetem dyrektora.
Drew został tam wepchnięty.
Posłał mrożące krew w żyłach spojrzenie policjantowi.
-Drew Bieber? – zapytała szczupła, drobna dziewczyna, na pierwszy rzut oka, wiekiem niekoniecznie przekraczająca dwudziestkę.
Chłopak zmarszczył brwi. Niemożliwe, żeby taka dobra laska była dyrektorką.
-Ach, tak – zaśmiała się – Nie, nie jestem dyrektorem tej placówki – znowu się roześmiała, zdając sobie sprawę, że chłopak serio tak pomyślał – Po prostu przyszłam tu porozmawiać z ojcem, a on musiał na chwilę pilnie wyjść i poprosił, żebym cię przyjęła, gdybyś się pojawił, ponieważ na ciebie czeka.
-Uhm – odpowiedział chłopak – Dlaczego wyszedł?
Policjant zdzielił go po głowie.
-Nie ty zadajesz pytanie! – krzyknął.
-Nie dotykaj moich włosów – warknął młody Bieber, w odpowiedzi.
Dziewczyna się roześmiała.
-Wiesz, że będziesz musiał je ściąć? – zapytała.
-Nie zetnę – powiedział z rozbawieniem i pewnością w głosie – Nie ma mowy. Nie są długie.
-Takie reguły – wzruszyła ramionami.
-A nie mogłabyś powiedzieć tatusiowi, że bardzo ci się podobają i prosisz, żeby mi je zostawił? – zapytał, uśmiechając się cwaniacko.
Znowu dostał od policjanta.
-Kurwa, nie dotykaj mnie!! Już ci mówiłem!! – huknął.
Rozbawiona dziewczyna przyglądała się całej sytuacji.
-Czy ty próbujesz ze mną flirtować? – zapytała.
-Tak, jeśli ocalisz moje włosy – powiedział seksownym głosem.
Znowu się zaśmiała.
-Myślę, że możesz już go tu zostawić. Przypilnuję go dopóki nie przyjdzie tata – dziewczyna odezwała się do gliny.
-On jest niebezpieczny – powiedział policjant.
-Nie boję się – uśmiechnęła się łobuzersko i spojrzała na chłopaka, który odwzajemnił uśmiech.
Stanowczo podobał jej się ten bezczelny dzieciak. Był inny od wszystkich, jakich kiedykolwiek poznała. Na dodatek pokrewieństwo z Bieberem stanowczo dodawało mu atrakcyjności.
-Nie mogę, przykro mi – odpowiedział twardo policjant – Odpowiadałbym za to, gdyby coś ci się stało.
Dziewczyna westchnęła.
-Sama umiem o siebie zadbać, James – powiedziała uśmiechając się kokieteryjnie.
Czuła na sobie intensywne spojrzenie Drew.
Policjant pokręcił przecząco głową.
-Jesteś taki śliczny – dziewczyna odezwała się do młodego Biebera - Masz pecha, że przez najbliższe lata, najprawdopodobniej nie dotkniesz żadnej dziewczyny – westchnęła.
-A ty? Często tu przychodzisz? – zapytał uśmiechając się bezczelnie, rozbierając ją wzrokiem.
Uchylił się przed kolejnym ciosem policjanta.
-Widzę jak na nią patrzysz – powiedział rozbawionym tonem do gliny - Sam byś ją chętnie posunął, więc nie bij mnie za głośne wypowiadanie swoich myśli.
Dziewczyna uniosła zażenowana brwi, a policjant właśnie szykował się do wyjęcia paralizatora zza paska.
-Ejejejejejej – Drew uniósł dłonie w obronnym geście – Nie przesadzajmy, nie chciałem… - poczuł paraliżujące ukłucie bólu i padł na ziemię.
-Nie boli – jęknął.
Usłyszał dźwięczny śmiech dziewczyny.
-Tylko spróbuj go jeszcze raz tknąć – spojrzała złym wzrokiem na Jamesa.
-Ale…
-Tylko spróbuj, a sama tym w ciebie strzelę! – krzyknęła, podeszła i przykucnęła przy kulącym się z bólu chłopaku.
-Zepsuł ci fryzurę – powiedziała z udawanym żalem.
-Nie wyczuwam współczucia w twoim głosie, skarbie – powiedział ciężko oddychając.
-Nie mów tak do niej! – krzyknął policjant.
-A jak mam kurwa mówić, jak się nie przedstawiła?! – krzyknął i skulił się, bojąc się kolejnego ciosu.
Ten na szczęście nie nastąpił.
Zdziwiła go cisza.
Skierował spojrzenie w stronę drzwi i spojrzał na wielkiego mężczyznę, który w nich stanął.
-Dobry – przywitał się Drew.
-Dopiero przyszedłeś i już sprawiasz kłopoty, Bieber? – warknął.
-Skąd taki pomysł? Po prostu postanowiłem się zdrzemnąć na podłodze – odpowiedział Drew i wyłapał, że dziewczyna z trudem powstrzymuje śmiech – Ma pan piękną córkę – powiedział.
-Wiem – odpowiedział – Ale na takich jak ty, nawet nie spojrzy.
Drew uśmiechnął się łobuzersko.
Oj, gdyby tylko wiedział… Nawet on wyłapał niegrzeczną naturę tej dziewczyny, a znał ją parę minut.
-Co się szczerzysz idioto?! – wrzasnął dyrektor – Wstawaj!!
-Ale…
-Wstawaj, bo dostaniesz jeszcze raz! – dla potwierdzenia prawdziwości swojej groźby wyrwał paralizator policjantowi.
Drew natychmiast zerwał się z miejsca.
-Ostrożnie z tym – poprosił.
Dziewczyna znowu uśmiechnęła się rozbawiona.
Drew skierował do niej cwaniacki uśmiech.
-Caroline, wyjdź – powiedział dyrektor.
Caroline…
-Ale tato…
-Wyjdź. Później pogadamy. Teraz jestem zajęty.
-Ale…
-WYJDŹ! – krzyknął, a dziewczyna wywracając oczami skierowała się do drzwi.
Drew obrócił się za nią, ale dostał paralizatorem.
-Ja pierdolę – sapnął, znowu znajdując się na brudnej podłodze.
-I tak się stanie znowu, jak po raz kolejny na nią spojrzysz!
-A jak przelecę ją bez patrzenia?
Kolejny strzał pozbawił Drew przytomności.

________________________________
Hmm... Trochę się u nich pozmieniało.. xd

wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 23

-Drew Bieber. 16 lat. Za nieumyślne spowodowanie śmierci osiemnastoletniego Grega Hale’a zostaje skazany na 2 lata pobytu w zakładzie karnym, bez możliwości opuszczenia go przed wyznaczonym terminem. Koniec rozprawy – w momencie uderzenia, oznajmiającego zakończenie rozprawy, Drew poczuł jak wali mu się cały świat.
Nie wstał, podczas opuszczenia sali rozpraw przez sędziego, dopóki jego obrońca nie dał mu kuksańca, który po części przywrócił go do rzeczywistości. Podniósł się z miejsca, podtrzymując się stolika, w obawie, że nie utrzymają go nogi.
MORDERCA. To słowo bez przerwy wirowało mu w głowie.
2 lata w poprawczaku?
Czując się, jak w najgorszym koszmarze, Drew zaczął kierować się ku wyjściu z sali rozpraw. Panicznie potrzebował powietrza.
Powinienem się cieszyć, prawda? – mówił do siebie w duchu – Największy idiota na świecie nie żyje, a ja dostałem tylko 2 lata, bo mój ojciec jest sławny.
Chociaż próbował sobie wmówić, że to nic takiego, nie potrafił siebie oszukać.
Był cholernie przerażony i załamany śmiercią kolegi.
Przecież Greg miał jeszcze tyle przed sobą… Parszywego, co prawda, życia, ale jednak.
Chłopak nagle rzucił się biegiem i wypadł z budynku, nie zważając na wołanie kogokolwiek.
Chciał się stąd wydostać, chociaż na chwilę. Nie czuć na sobie tych wszystkich spojrzeń, nie musieć bez przerwy odpowiadać na te cholerne pytania.
Biegł przed siebie, dopóki całkowicie nie stracił oddechu.
Nie miał pojęcia gdzie się teraz znajdował, ale był sam i właśnie o to mu chodziło.
Wbiegł do opuszczonej części, nieznanego mu parku.
Miał ochotę wrzeszczeć, płakać, umrzeć, zabijać.
Oparł się o drzewo i zsunął się po nim.
Skulił się i tępym wzrokiem patrzył w przestrzeń.
W takim stanie znalazł go Justin, dwie godziny później.
-Dlaczego uciekłeś? – zapytał delikatnie ojciec.
Drew się skrzywił. Ten ton słyszał od niemal każdej z bliskich osób. Nienawidził tego. Czuł się przez to jeszcze gorzej, bo zdawał sobie sprawę, że przez długi czas, nic nie wróci do normalności. O ile w ogóle.
-Chciałem pomyśleć. Nie miałem na to wcześniej, ani sekundy. Nie pozwalacie mi zostać samemu. Ciągle pytania psów i ta pieprzona ostrożność w waszym głosie – powiedział ostro chłopak, nie patrząc na Justina.
-I jak? Przemyślałeś, to co chciałeś? – zapytał Bieber, ignorując drugą cześć wypowiedzi syna.
Drew pokręcił przecząco głową, nie odrywając wzroku, od tylko sobie wiadomego punktu.
-Nie. Siedziałem tu i siedziałem, a w mojej głowie kompletna pustka – odpowiedział.
-To nic dziwnego, Drew. Twoja podświadomość wypiera…
-Zamknij się – warknął chłopak, przerywając ojcu – Nie pierdol, jakbyś coś wiedział. Nie zabiłeś nigdy nikogo.
Dziwna cisza ze strony Justina, przyciągnęła uwagę chłopaka.
Spojrzał na ojca, który przestąpił z nogi na nogę.
-Nie zrobiłeś tego celowo, synku – odezwał się w końcu, a Drew świdrował Biebera spojrzeniem, od którego Jusa przeszły ciarki.
-Zabiłeś kogoś? – zapytał rozbawiony chłopak z przerażającą nutą w głosie.
-Dlaczego o to pytasz? – zapytał Justin, marszcząc brwi.
Drew wzruszył ramionami.
-Bo tak jakoś dziwnie…
Nie skończył wypowiedzi, ponieważ zbliżył się do nich funkcjonariusz policji.
Chłopak jęknął w duchu.
Jego ulubiony.
Łysa, gruba, mała, pała.
Dokładnie tak według niego wyglądał ów człowiek.
-Bieber, wstawaj – warknął.
Drew wywrócił oczami.
-Bo?
-Wstawaj!! – wrzasnął policjant.
Chłopak westchnął i podniósł się z ociągnięciem, otrzepując spodnie.
-Tak? – uśmiechnął się uroczo.
-Nie udało ci się TO, Bieber – Mała Pała zwrócił się tym razem do Justina, wskazując głową na Drew.
-Ja się nie udałem? – Drew parsknął śmiechem – Kiedy ostatnio patrzył pan w lustro?
Gliniarz złapał chłopaka za kołnierz i przycisnął go drzewa.
-Gówniarzu… - zaczął.
-Nie wydaje mi się, żeby miał mnie pan, kurwa, prawo obrażać – warknął chłopak.
-Drew! – upomniał go Justin.
-No co?? – spytał zirytowany chłopak – Też uważasz, że ci się nie udałem??? - zapytał ojca, uśmiechając się okropnie - Moja dziewczyna, kiedy jęczy pode mną, tak nie uważa… A pan? – zwrócił się do gliniarza - Ma pan dziewczynę? – spojrzał policjantowi w oczy, uśmiechając się bezczelnie, a ten wcisnął mu pięść w brzuch, tak, że chłopak stracił oddech.
-Coś mi się wydaje, szczylu, że twoja dziewczyna będzie musiała znaleźć sobie nowego chłopaka, kiedy ty będziesz siedział w poprawczaku – uśmiechnął się paskudnie i odciągnął Drew od drzewa po czym popchnął go tak, że nastolatek zatoczył się i upadł.
-Ale jesteś ciotą, Bieber! – krzyknął Drew w stronę ojca – Masz totalnie w dupie, co ten koleś ze mną robi.
-Drew. Uspokój się – powiedział Justin, niemal błagalnym tonem.
-Jesteś beznadziejny – Drew niemal wypluł te słowa. Podniósł się z ziemi i odepchnął rękę policjanta – Sam będę iść – warknął.
Chłopak zauważył przepraszające spojrzenie Justina w stronę funkcjonariusza policji.
Dzięki, zawsze stajesz po mojej stronie, tato - pomyślał sarkastycznie.


Megan na zmianę płakała i spała. 
Nie jadła, nie podnosiła się z łóżka.
Bez przerwy łomotała się jej w głowie ostatnia rozmowa przez telefon z Nickiem, która przełamała jej serce i życie na pół.
-Hej, Nick, jak tam? - odezwała się, uśmiechając się do telefonu.
-Mój brat nie żyje - odpowiedział pustym głosem.
Megan poczuła jakby spadała z dwudziestego piętra.
-J..j..jak to? - zająknęła się.
-Tak to, śliczna - powiedział z jadem w głosie - Twój pierdolony braciszek go zabił.
-Nie. Wcale nie - powiedziała panicznie - To niemożliwe.
Nick zaśmiał się przerażająco.
-Serio???? 
-Nie zabił go!! - wrzasnęła do słuchawki, a z jej oczu zaczęły spływać łzy.
Cała zaczęła się trząść z przerażenia i szoku.
-A jednak - powiedział Nick, nienawistnym tonem - To koniec między nami, Meggy. Przykro mi.
-Ale.... - zaczęła.
-Koniec - powiedział ostro.
-Nie jestem moim bratem!!! - wrzasnęła - To nie moja wina - powiedziała łamiącym się od płaczu głosem.
-Cześć, Megan - rozłączył się."
Dziewczyna skuliła się na łóżku.
Od chwil rozmowy z Nickiem znienawidziła Drew.
Nienawidziła go z całego serca.
Jedyne czemu była wdzięczna w tej chwili to fakt, że była u Matta i znajdowała się daleko od tej całej cholernej sprawy.
Drew... zabił?
Zadrżała i przygryzła wargę, starając się znów nie zacząć płakać.
Mama mówiła, że dostał 2 lata poprawczaka - przypomniała sobie - A niech tam zgnije - dodała z zaciętością.
Aż za dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że życie jej i Drew, w jednej sekundzie, przez jeden nieprzemyślany ruch, zmieniło się nieodwracalnie.

__________________________________
Hmm... Tak sobie myślę, że ten rozdział jest kiepski na dedykację, ale już trudno XD 
Z dedykacją dla Ciebie Wikuś ;D Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin :*

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 22

Megan, ze snu wyrwał dźwięk i światło wibrującej komórki.
-Co? – odebrała zaspanym, załamanym głosem.
-Masz ochotę na spacer?
-Co?? – mrużąc oczy, spojrzała na wyświetlacz telefonu – Nick, do cholery, jest 3 w nocy.
Chłopak zaśmiał się uroczo.
-Idziesz?
-Niick – jęknęła dziewczyna, ale od samego brzmienia jego głosu, poczuła się bardziej rozbudzona.
-O 10:00 wyjeżdżasz do Matta, na całe 2 tygodnie… Nie mogę przez ciebie spać. Chcę, jeszcze chwilkę z tobą pobyć, Meg – mówił, a nastolatka poczuła motyle w brzuchu.
-Ok. Zaraz wychodzę – odpowiedziała w końcu.
-Super, przyjdę po ciebie, będę czekał przed domem.
-Okej – dziewczyna rozłączyła się i już po kilkunastu minutach była gotowa.
Kiedy na palcach zmierzała do wyjścia, nie była już ani trochę śpiąca.
Gdy niezauważona, z głośno bijącym sercem dotarła do drzwi, usłyszała za sobą głos, który spowodował, że jej serce na chwilę się zatrzymało.
-Gdzie się wybierasz, młoda?
Odwróciła się i spojrzała na rozbawionego Drew, trzymającego w ręce, sporych rozmiarów kanapkę.
-Dlaczego nie śpisz? – jęknęła dziewczyna, a chłopak wymownie pomachał kanapką.
-Masz pecha, zgłodniałem – wzruszył ramionami – Gdzie idziesz?
Megan, przygryzła nerwowo wnętrze policzka, próbując wymyślić, jakieś sensowne wytłumaczenie.
-Nie mogłam spać, idę się przejść – odpowiedziała w końcu.
-Długo zajęła ci odpowiedź, na takie banalne pytanie – zaśmiał się Drew, a Megan spojrzała na niego błagalnie, żeby się uciszył, bo obudzi rodziców – Co robi Nick, pod naszym domem?
Na twarz dziewczyny wypłynęły rumieńce, a brat cicho zachichotał.
-Nigdzie nie idziesz – oznajmił.
-Dreww – jęknęła błagalnie Megan.
-Mała, nie pozwolę mu się do ciebie dobrać, a to jest idealna pora, w ogóle, że jeszcze dziś jedziesz do swojego ojca. Weźmie cię na ‘ale nie będziemy widzieć się tak dłuuuuugo’… - zrobił maślane oczka.
Meg prychnęła.
-Wiesz to ze swojego doświadczenia? – spytała unosząc brwi – Próbowałaś z Rachel czy z Angel? Zadziałało?
-Nigdy więcej nie mów przy mnie o tej suce na A – warknął Drew.
-Nie powiem, jeśli pozwolisz mi pójść – dziewczyna, próbowała wykorzystać sytuacje.
-A idź – machnął ręką Drew, gryząc swoją kanapkę i stwierdzając, że po wspomnieniu Angel, już nie ma ochoty jeść – Ale, jak tylko spróbuje rozpiąć ci stanik albo dobrać ci się do majtek, to osobiście go zamorduję. Paaa, miłej zabawy – odkręcił się na pięcie i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Megan wywróciła oczami i najciszej jak tylko potrafiła, przedostała się na zewnątrz.
Na dworze, dopiero zaczynało się rozjaśniać i było cholernie ciemno.
-Długo ci to zajęło – na dźwięk głosu Nicka, automatycznie poczuła motyle w brzuchu. Spojrzała w jego stronę.
Stał oparty o ścianę domu i uśmiechał się do niej.
-Bo ty, dałeś zauważyć się mojemu bratu – odpowiedziała.
-Cholera – zaklął chłopak – I cię wypuścił?
-Mam swoje sposoby – uśmiechnęła się chytrze.
Nick się roześmiał i podszedł do dziewczyny, obejmując ją w pasie.
Musnął jej usta i wpatrywał się w jej oczy.
-Chodź – powiedział w końcu, złapał jej dłoń i splótł jej palce, ze swoimi.
Kiedy ruszyli, drzwi domu Bieberów zostały nagle, energicznie otwarte.
Natychmiast, odwrócili się w tę stronę.
-Megan, gdzie się wybierasz?? – w drzwiach, ukazała im się sylwetka Justina.
-Nie mogłam spać i…
-Wracaj do domu. Natychmiast. Bo nigdzie, dziś nie pojedziesz – powiedział, twardo Bieber.
Dziewczyna wywróciła oczami i spojrzała przepraszająco na Nicka.
Chłopak westchnął i uśmiechnął się niewesoło.
-Miłej podróży – powiedział i pocałował Meg, nie zważając na obecność Justina – Trzymaj się, skarbie.
-Ty też, Nick – uśmiechnęła się do chłopaka i weszła z powrotem do domu, za Bieberem – Zawsze, musisz, wszystko psuć – syknęła i szybkim krokiem udała się do swojego pokoju, nie dając Justinowi dojść do słowa.



Drew, ze snu wybudził dźwięk telefonu.
Odebrał tylko dlatego, że miał nadzieję, że dzwoni Rachel.
-Tak? – odezwał się zaspanym głosem.
-Zjeber. O 12:00, pod skateparkiem.
Na głos Grega, aż przeszedł go dreszcz obrzydzenia.
-Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? – zapytał zirytowany Drew.
-Zobaczysz na miejscu.
-Dlaczego zakładasz, że przyjdę? – spytał chłopak, wyzywającym tonem.
-Bo jak nie, to znaczy, że tchórzysz, a ja i tak cię znajdę i wtedy będzie o wiele gorzej – odpowiedział.
-JA tchórzę, Greggy? To TY zawsze masz tę swoją obstawę – powiedział młody Bieber.
-Ok. Będę sam. Pasuje ci?
-Nie, ale postaram się być.
Drew się rozłączył i dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że drży.
Ale ze mnie tchórz – powiedział w myślach, zażenowany – Tylko, że oni są ode mnie dwa razy więksi… Tchórz.
Wywrócił oczami i spojrzał na zegarek.
11:30.
Cholera.
Zerwał się z łóżka i pobiegł do łazienki, chociaż ani trochę nie spieszyło mu się do spotkania z Gregiem.
O co mogło mu chodzić?? Przecież puścił Rachy na spotkanie z jego bratem, to, że przyłapał ją Justin, to już inna sprawa. Nie skakali już sobie z Nickiem do gardeł, tak bardzo jak kiedyś, ten raczej nie miałby się na co poskarżyć…
Uciął rozmyślenia.
Wszystko okaże się na miejscu.
Nie zjadł śniadania. Pożegnał się krótko z mamą i wyszedł, pod pretekstem spotkania się z Maxem.
Kiedy dotarł na miejsca, zauważył z zaskoczeniem, że faktycznie Greg jest bez obstawy, a jeszcze większym szokiem dla młodego Biebera był fakt, że była z nim Angel.
Drew z trudem powstrzymał się przed zawróceniem i starając się utrzymać pewny wyraz twarzy, podszedł do starszego Hale’a i spojrzał mu wyzywająco w oczy.
Z rozbawieniem zauważył, że już prawie dorównywał mu wzrostem. Greggy malał.
Pierwszy cios, padł tak niespodziewanie, że Drew zatoczył się i padł na ziemię.
-Nazwałeś Angel DZIWKĄ, Zjeber?! – wrzasnął z furią i uderzył jeszcze raz, tym razem w brzuch, tak, że Drew stracił oddech.
-Będziesz mnie tłukł za nazwanie jej po imieniu? – wychrypiał, a pięść Grega powędrowała do jego nosa.
Drew przytrzymał ją i wykręcił napastnikowi rękę, tak, że ten zawył z bólu i zaskoczenia.
Młody Bieber uderzył go w szczękę a następnie, kopnął w brzuch, wyswobadzając się spod Grega i stając na nogach. Przed oczami migały mu czarne kropki, ale miał to gdzieś. Postanowił, że tym razem to nie on będzie ofiarą.
Rozwścieczony Greg podniósł się szybko i rzucił się na Drew, który przesunął się i podstawił mu nogę.
Następne zdarzenia nigdy, do końca nie dotarły do młodego Biebera.
Przewracający się Greg, nadział się na ostry pręt, sporych rozmiarów, wystający z podłoża. Chłopak, spadł na niego z taką siłą, że ten przedziurawił go na wskroś, jak Drew zauważył, w okolicach serca.
Gregiem wstrząsnęły konwulsje, po czym całkowicie przestał się ruszyć.
Angel wrzeszczała, histeryzowała, płakała, a on nie był w stanie zrobić nic więcej, niż tylko tępo patrzyć na nieruszające się ciało przeciwnika.
Prawdopodobnie zaczęli zbiegać się ludzie, ale do Drew wszystko docierało, jakby przez mgłę.
Stał i nie odrywał wzroku od coraz większej ilości krwi, pojawiającej się na jasnej koszuli Grega.
Przyjechała karetka, policja.
Poczuł, że ktoś łapie go mocno i skuwa mu ręce kajdankami.
Nie stawiał oporu, kiedy prowadzili go do policyjnego samochodu.
W głowie krążyło mu bez przerwy, tylko jedno pytanie bez odpowiedzi, którego panicznie się uczepił.
‘On żyje, prawda?’     

________________________
Jeny, ale mnie wzięło na kryminały XD haha. Biedni oni.
Co Wy na to ?

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 21


 -Jus? – Jenn niepewnie wsunęła się do domowego biura, swojego męża.
Bieber dokończył coś szybko na komputerze i zwrócił wzrok na żonę.
-Słucham cię, kochanie – uśmiechnął się i obrócił na obrotowym krześle w jej stronę. Przyjrzał się dokładnie Jenn. Była nerwowa i nie do końca wiedziała co ze sobą zrobić.
Justin posłał jej pytające spojrzenie.
-Matt, zaprasza Meg, do siebie, na tydzień… Co ty na to? – zapytała nerwowo patrząc na swoje wypielęgnowane paznokcie.
-Matt? – zdziwił się Justin. Skrzywił się – Czego ten dureń jeszcze chce??
Jenn skuliła się w sobie na brzmienie jego głosu.
-Chce zobaczyć się z córką… - odpowiedziała, tym razem patrząc na podłogę. Kręciło się jej w głowie i była przekonana o tym, że jest blada jak ściana.
Bieber nic nie mówił tylko ciężko westchnął. Podniósł się z miejsca, podszedł do Jenn i uniósł jej brodę tak, żeby była zmuszona, aby patrzeć mu w oczy.
-Tyle lat nam nie przeszkadzał… Co go nagle naszło? – zapytał sucho, pocierając kciukiem policzek swojej żony.
-Może doszedł do wniosku, że chciałby poznać Meg… - odpowiedziała cicho Jenn. Widziała, że Justin próbuje zachować spokój, ale jest na granicy wybuchu. Właśnie dlatego tak bardzo bała się tej rozmowy.
-Jak on się w ogóle z tobą skontaktował? Kiedy? – zapytał Jus, nie tracąc kontaktu wzrokowego z Jenny.
-Zadzwonił, wczoraj jak byłeś z Drew i jego znajomymi nad jeziorami – skłamała bez mrugnięcia okiem.
-Niech jedzie – Justin wzruszył ramionami i wrócił na swoje miejsce przy biurku – Reżyser właśnie przysłał mi scenariusz. Za tydzień wyjeżdżam na plan filmu.
Jenn nie odpowiedziała, tylko wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
Jej spojrzenie od razu skierowało się w stronę zdziwionej i zakłopotanej córki, przyglądającej się jej niepewnie.
-Coś się stało…? – zapytała.
Rodzicielka tylko pokręciła głową i przygryzła wargę, starając się nie rozpłakać.
-To ta ciąża. Nic mi nie jest – powiedziała Jenn łamiącym się głosem.
-Mówiłaś mu? – zapytała dziewczyna, wskazując głową w stronę drzwi, za którymi znajdował się Justin.
Jenn znowu zaprzeczyła i przygryzła wargi jeszcze mocniej.
-To nie jest dobra chwila – odpowiedziała głosem zdławionym szlochem, do którego kobieta, nie chciała dopuścić.
Megan spojrzała na rodzicielkę spojrzeniem, które wiedziało i było świadome zbyt wielu rzeczy jak na trzynastoletnią dziewczynkę.
-Przez Matta? – bardziej stwierdziła, niż zapytała.
Jenn wybuchając płaczem, pobiegła do sypialni, po czym przekręciła klucz w zamku.
Nastolatka patrzyła smutno w stronę gdzie zniknęła mama. Od tej chwili nie miała już Mattowi za złe, że nigdy wcześniej się nie pokazywał. Namieszał i miała paskudne przeczucie, że namiesza jeszcze bardziej.


-Raaaaaaaachy?
-Nie – odpowiedziała dziewczyna.
-Ale jakby tak…
-Nie.
-Słuchaj, ale…
-NIE.
-Kochanie, bo…
-NIE MA TAKIEJ OPCJI, DREW – powiedziała twardo Rachel i spojrzała ironicznie na swojego chłopaka, z którym znajdowała się w przymierzalni, w centrum handlowym.
-Dobra, jakbym zamierzał się tu z tobą kochać, to ok, może bym zrozumiał, że nie chcesz tego słyszeć, chociaż… - spojrzał wymownie, na swoją dziewczyna, a ta uniosła oczy, ku niebu – Ale nie proszę cię o to. Za to, ta spódniczka jest mega sexy i serio powinnaś ją kupić – powiedział wsuwając ręce pod mini Rachel.
Dziewczyna uśmiechnęła się rozbawiona i odepchnęła go.
-Kotku, podoba ci się, bo łatwo się w niej do mnie dobrać. Ta spódniczka jest DZIWKARSKA. Szybciej pójdę nago, niż się w takiej pokażę.
-Ok, ok, zgoda! Zgadzam się! – powiedział entuzjastycznie Drew, z błyszczącymi oczami.
Rachel wybuchła śmiechem i uderzyła chłopaka w rękę.
-Zboczeniec!
-No co, to była twoja propozycja – wzruszył niewinnie ramionami.
-Przepraszam, w przymierzalni może przebywać tylko jedna osoba – usłyszeli damski głos.
-Ale przebywa. Jestem czteronożnym brzuchomówcą – powiedział Drew, a Rachy znowu nie powstrzymała śmiechu.
-Albo jedna osoba wychodzi, albo was stamtąd wyciągnę – zagroził groźnie głos, spoza przymierzalni.
-Drew, wypad! – uśmiechnięta Rachel, wypchnęła chłopaka, na zewnątrz.
-Zdrajczyni – syknął nastolatek, po czym wpadł na tęgo zbudowaną kobietę z ochrony – Ups, przepraszam. To ona….
Kobieta zaczęła pouczający wykład, ale Drew w ogóle nie słuchał, bo dostrzegł Angel. Oglądała ciuchy i była za rękę z jakimś chłopakiem. Już ten sam fakt, gdzieś podświadomie zabolał Drew, ale kiedy jej partner  odwrócił się i młody Bieber zobaczył kto to, chciało mu się wrzeszczeć. Greg Hale. Greg. Ten, który dotkliwie go pobił, a Angel ponoć tak bardzo się tym przejęła. Młody Bieber patrzył na parę i z trudem powstrzymywał swoją szczękę przed opadnięciem ze zszokowania.
-Co cię tak wryło w ziemię? – z przymierzalni wyszła Rachel i rozbawiona szturchnęła chłopaka w bok.
Drew wykonał głową gest w stronę Angel i Grega.
-No i co, że tam jest Angel… – powiedziała zażenowana dziewczyna – Że co kurwa?! – prawie krzyknęła otwierając szerzej oczy, kiedy dostrzegła z kim jest – To jest suka Drew. Zimna suka, a na dodatek dziwka – powiedziała na tyle głośno, że Angel odwróciła się w ich stronę. Bieber mógł się założyć, że to słyszała i z tego, że Rachel przewiercała ją wzrokiem, najprawdopodobniej wywnioskowała, że to o niej.
Blondynka uśmiechnęła się do nich sztucznie i pomachała, opierając się ‘uroczo’ o swojego chłopaka.
Rachel pokazała jej środkowy palec i zaczęła ciągnąć Drew w stronę wyjścia ze sklepu.
-Spódniczkę odłóż – przypomniał chłopak, kiedy w wyjściu zaczął wyć alarm. Dziewczyna zarumieniała się zła i zawstydzona po czym rzuciła spódniczką w śmiejącą się z niej Angel trafiając ją w twarz i wybiegła ze sklepu. Drew poleciał za nią. Kiedy tylko opuścili sklep parsknął śmiechem. Nie mógł się opanować. Złapał dziewczyna za rękę i gdy, tylko znaleźli wyjście z centrum handlowego, wybiegli na świeże powietrze. Nie zatrzymywali się, dopóki całkowicie nie stracili tchu. A młody Bieber dalej się śmiał.
-Co ci tak wesoło?! – krzyknęła zirytowana dziewczyna, ale kiedy zobaczyła w jakim stanie jest jej chłopak, również zaczęła się śmiać.
Drew przytulił ją do siebie mocno.
-Co za akcja…. – mówił, próbując powstrzymać śmiech – Po pierwsze: chyba nigdy wcześniej nie słyszałem jak przeklinasz, a po drugie: twoja agresja na widok Angel bardzo mi się podoba – mówił rozbawionym głosem. Musnął policzek swojej dziewczyny, a kiedy ta chciała coś powiedzieć, spojrzał jej w oczy i pocałował tak, że już drugi raz w ciągu tego dnia, całkowicie straciła oddech.

__________________________
Maaało, wieeem :P W ogóle to przepraszam Was, że dopiero teraz to dodaję, bo napisałam strasznie dawno, ale całkowicie o tym zapomniałam o.O XD I przeeepraaaszam za błędy i za to, jeśli jak zwykle, w tym blogu myliłam imiona... XD Postaram się dodawać teraz też na innych blogach.. Nie wiem jak będzie z czasem, ale nareszcie mam jakieś pomysły co pisać dalej ;)