środa, 4 lipca 2012

19. Bez odbioru.

 Akcja ‘wyciągnięcie Justina Biebera z domu’ rozpoczęła się godzinie dziewiątej rano. Na miejscach i w gotowości czekała Rachel, Max, Nick i Stephen, którego Drew nie znał za dobrze, ale pomimo wszystko był mu potrzebny. Plan wyglądał prosto, ale jeśli plan A by nie wypalił to mieli jeszcze w gotowości plan B, C i D. Drew nie spał prawie przez całą noc myśląc nad tym co może się nie udać. A co jeśli Matt nie przyjedzie, albo przyjdzie innego dnia? Mógł tylko się modlić. Chciał, żeby wszystko wyszło idealnie. Bez niepotrzebnych spięć pomiędzy Justinem i Mattem. Sam chętnie spotkałby się z ojcem Megan, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Wyciągnięcie Biebera z domu było ważniejsze.
-Tato…? – Drew wstał dziś nienaturalnie wcześnie jak na niego i Justin posłał mu zdziwione spojrzenie – Słuchaj… Jest taka sprawa… Musimy zrobić projekt o jeziorach z biologii… Musimy mieć zrobione własnoręcznie zdjęcia i wgl. Tylko, że przydzielili mnie do grupy z Nickiem i Stephenem. My się tam pozabijamy, jeśli pojedziemy sami… Jest niby jeszcze Max i Rachy, ale… Mógłbyś pojechać z nami?
Spojrzenie Biebera zrobiło się jeszcze bardziej zdziwione.
-Chcesz, żebym JA jechał z wami? – był mega zszokowany, ale ucieszył się, że syn prosi go o pomoc. Miał z nim bardzo słaby kontakt – Jasne. O której?
-Za dziesięć minut…
-Nie ma sprawy, Drew – powiedział.
-Dzięki – chłopak uśmiechnął się do ojca, a idąc z powrotem do pokoju, żeby zadzwonić do wszystkich i powiedzieć, że na razie idzie dobrze uśmiechał się szeroko i szczerze. Wierzył, że się uda. Żałował tylko tego, że nie miał aktualnego numeru do Matta. Byłoby łatwiej gdyby wiedział o której ten się zjawi. W domu będą mieli szpiega. Rose, która była ostatnio jakby jej nie było, co było bardziej niż dziwne, zgodziła się na współpracę. W sumie to też było bardziej niż dziwne. Miała dzwonić do niego, jak Matt się pojawi i jak się zmyje.
Mieli wyruszyć punktualnie, ale pojawiło się pewne utrudnienie, o którym Drew na szczęście wcześniej pomyślał. Megan chciała jechać z nimi, a Justin nie miał nic przeciwko, niestety brat wyjaśnił jej smutnym głosem, że nie mają już miejsc w samochodzie.
Udało się. Ruszyli z dwu minutowym opóźnieniem.


-Serio miałam ochotę z nimi jechać – odezwała się Megan przysiadając się do stołu w kuchni przy którym Jenn jadła właśnie śniadanie.
-Pojedziesz innym razem, skarbie. Oni mieli robić coś do szkoły, to na pewno byś się nudziła – powiedziała rodzicielka i zjadła kolejny kęs omleta ze swojego talerza.
-Ale Nick też jechał – jęknęła Megan.
Wtedy do mamy wszystko dotarło.
-Ach, Nick – powiedziała uśmiechając się znacząco – Właściwie to nie miałam czasu cię wczoraj zapytać jak było na spacerze. A więc? Jak było?
Megan starała się zachować powagę, ale po chwili jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
-Genialnie – odpowiedziała nie potrafiąc przestać się uśmiechać.
-To ten sam Nick, z którym Drew miał takie problemy, Meg? – zapytała Jenn przyglądając się córce.
Uśmiech na twarzy dziewczyny stała się o ton mniej promienny.
-Taa… Ale on jest w porządku. Naprawdę, mamo… Po prostu się z Drew nie lubią…
-Dobrze, kochanie. Nie musisz się tłumaczyć, tylko jesteś pewna, że ten chłopak jest dobry? Ja osobiście nigdy go nie lubiłam, ale to na pewno dlatego, że tak strasznie nie dogadywali się z Drew.
-Na pewno, mamo – zapewniła Megan – rozumiemy się we wszystkim i w ogóle… Tematy do rozmowy się nie kończą.
Jenn przyglądała się troskliwie córce. Faktycznie wyglądała na szczęśliwą, ale ona, jako matka obawiała się co z tego wszystkiego wyniknie. Nick był od jej Meggy o 3 lata starszy i dobrze wiedziała, że chłopcy w tym wieku myślą wyłącznie o jednym. Oczywiście wiedziała też, że u części na myśleniu się kończy. Ale Jenn nie wiedziała jaki jest Nick. Na razie znała go tylko od złej strony. Miała nadzieję, że to w rzeczywistości dobry chłopak. Zamierzała zmienić tok rozmowy. Temat tego chłopaka zmuszał jej na wiele wątpliwości i niepokoju, a nie miała na to nastroju.
-Słuchaj, Meg – powiedziała Jenn z westchnięciem i uśmiechając się do córki niepewnie, po chwili milczenia – Nie chciałabyś mieć może młodszego brata albo siostry?
Pierwszym co rodzicielka zobaczyła na twarzy swojej córki to kompletny szok, a następnym objawem był pisk szczęścia.
-Jesteś w ciąży?! – wykrzyknęła dziewczyna i zeskoczyła z krzesła uśmiechając się szczerze i szeroko.
Jenn odetchnęła z ulgą. Obawiała się trochę reakcji dzieci.
-Zdecydowaliśmy z Justinem, że chcemy jeszcze jedno dziecko. Mam prawie 31 lat. Nie chcę już więcej dzieci oprócz tego. To będzie ostatnie, ale wy już tak wyrośliście, prawie nie ma was w domu, Jus też wyjeżdża. Miło by było pomieć jeszcze przez kilka lat w domu takie maleństwo – mówiła Jenny z uśmiechem.
Megan też się bez przerwy uśmiechała.
-Czyli jesteś czy nie?? Odpowiesz mi wreszcie?! – mówiła prawie skacząc w miejscu z niecierpliwości.
-Nie wiem czy nie powinniśmy pójść na badanie ADHD u ciebie i Drewa. Nie wiem czy jest ono dziedziczne, ale jest prawdopodobieństwo, że macie to w genach po ojc… - Jenn ugryzła się w język, kiedy było już za późno.
Twarz Megan stała się nagle poważna.
-Jesteś w ciąży czy nie? – zapytała sucho i usiadała z powrotem na krześle.
Jenn nie wiedziała co ma robić. Meg musiała zauważyć ten jej wyraz zagubienia, niepewności i żalu na twarzy.
-Jestem – odpowiedziała – Chwilę temu zrobiłam test. Nikt jeszcze nie wie oprócz ciebie – mówiła uśmiechając się niepewnie. Była na siebie zła, że tak rozwaliła ten moment.
-Strasznie się cieszę. Naprawdę – powiedziała Meg szczerze, ale uśmiechnęła się jakoś z wymuszeniem. Opuściła wzrok i wpatrywała się w swoje stopy, jak to miała od dziecka w zwyczaju kiedy nie wiedziała co ze sobą robić, była zmieszana, czy smutna.
-Córuś… - powiedziała smutno Jenn – Chcesz, żebym opowiedziała ci o tacie? Myślę, że masz już tyle lat, że może chciałabyś słuchać... Chciałabyś?
Megan dalej nie podnosiła głowy. Kiedy wreszcie ją uniosła, w jej oczach były łzy. Pokręciła przecząco głową i bez słowa poszła do swojego pokoju. Jenn jeszcze nigdy nie czuła się taka bezradna.

-Na razie żadnych info od Rose? – zapytał Nick Drewa robiąc zdjęcia na wyimaginowany projekt pierwszemu jezioru, które odwiedzili.
-Żadnych istotnych dla akcji – odpowiedział Drew – Ale właśnie napisała mi, że podsłuchała jak moja mama mówiła Meg, że jest w ciąży – powiedział chłopak ze zdziwionym uśmiechem.
-Jprdl. Kolejne coś do rodziny Zjeberów. O jednego Biebera na świecie więcej – jęknął załamany Nick.
Drew pokazała mu środkowy palec, przy okazji sprawdzając, czy ojciec przypadkiem na nich nie patrzy. Pewnie wszczęliby jakąś bójkę czy coś, ale telefon młodego Biebera zaczął dzwonić, a oboje byli ciekawi informacji od Rose.
-Tak, Rosie?
-ROSE.
-Ok, ok. Jakieś nowości?
-Twoja matka przypadkiem palnęła coś o ojcu, Meg się zdołowała, później mamuśka proponowała, że jej coś opowie o Matt’cie, a młoda nie chciała i poszła ryczeć do pokoju – zeznała Rose.
-Kurde. Kiepska sprawa – powiedział Drew.
-Uhm – przytaknęła Rose nie przejęta nawet w najmniejszym stopniu.
-Coś jeszcze?
-Nie. Bez odbioru.
Drew parsknął śmiechem, a Nick patrzył na niego jak na kompletnego idiotę. W sumie… to była norma.

Matt przyleciał do Kanady już poprzedniego dnia i zamiast załatwiać sprawy, które powinien, ciągle bił się z myślami czy odwiedzić dziewczynę, której nigdy nie przestał kochać, wraz z córką... jego córką… Przełknął ślinę i poczuł, że drży. Ma dziecko, które ma 13 lat. Które ma 13 lat i nigdy nie widziało go na oczy. Nie widział porodu, teoretycznie nic nie łączy go z tym dzieckiem oprócz więzów krwi. Zauważył, że bawi się guzikiem od koszuli. Zawsze robił to, kiedy się denerwował. Przestał. Włożył ręce do kieszeni. Ciekawe, czy Bieber w ogóle pozwoliłby mu zbliżyć się do Jenn i… jak ona się nazywała? Nienawidził siebie za to, że nie pamięta. Przez całe 13 lat pomyślał o córce może z 6 razy… W jego oczach pojawiły się łzy, a serce ścisnęło poczucie winy. Jak ona miała…? Molly? Megan! Odetchnął z lekką ulgą. Pamięta chociaż imię. Krążył zdenerwowany po parku znajdującym się niedaleko posiadłości Bieberów. Spojrzał na zegarek. Minęły już 4 godziny, a on nie miał czasu… Pomimo to dalej bił się z myślami… Iść czy nie? Zastanawiał się czy jego dziecko go nienawidzi. Serce szczerze go bolało. Było mu słabo. Poszedł w kierunku ławki. Nagle zderzyła się z nim kilkunastoletnia dziewczyna. Spojrzała na niego zapłakanymi oczami.
-Przepraszam pana, bardzo przepraszam – powiedziała łamiącym się głosem i pobiegła dalej. Nie spuszczał z niej wzroku. Usiadła na powalonym drzewie obok rzeki i ukryła twarz w dłoniach. Wyglądała na coś koło 13 lat, była bardzo szczupła i średniego wzrostu. Miała brązowe włosy i ciemnoniebieskie oczy. W sercu Matta coś się poruszyło… Nie potrafił tego nazwać. Czy to możliwe, że to ona? Córka Jenn? Jego córka? – zapytał sobie pytanie w myślach. Spojrzał w kierunku, z którego przybiegła. Zgadzał się, a on poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła. Była taka śliczna… I taka smutna…
-Megan – powiedział cicho, ale dość głośno, żeby dziewczyna usłyszała. Spojrzała na niego zdziwiona, przygryzając wargę, powstrzymując płacz.
Jego serce dosłownie stanęło. Stanowczo go dzisiaj denerwowało.

Megan spojrzała na mężczyznę, który wymówił jej imię. Jak to możliwe, że poznała go dopiero teraz? Widziała go na jednym ze zdjęć, ale wiedziała, że nigdy nie mogłaby pomylić go z nikim innym. Nie wiedziała co ma robić. Nie chciała, żeby widział ją w tym stanie… Ale co on w ogóle tu robił? Skąd się wziął? Nie powinien być przypadkiem w Londynie?

Matt dostrzegł błysk w oczach dziewczynki, zastanawiał się co to znaczy. Nogi same, nie pytając się go o zgodę, poprowadziły go do niej. Nic nie mówiąc usiadł obok córki. Nie miał pojęcia co ma teraz zrobić. Nie raz widział filmy, na których rodzice witali się z dziećmi po latach, ale teraz w głowie miał kompletną pustkę… Ona była taka podobna do Jenn… Piękna i krucha.
-Cześć – wydusił z siebie, nie patrząc na nią.
-Hej – odpowiedziała, biorąc do ręki kamyk leżący obok niej i wrzucając go do wody – Co tu robisz? – zapytała wpatrując się w swoje buty.
-Przyjechałem… - do ciebie, do Jenn, jesteś taka śliczna – w sprawach służbowych – powiedział tylko.
Poczuł, że zranił tym dziewczynkę, ale ona pokiwała tylko głową.
-Bardziej chodziło mi o park – powiedziała, dalej nie podnosząc na niego wzroku.
-Ach… - a jednak go przejrzała – Chciałem się z wami spotkać… Ale się bałem – powiedział zanim zdążył się powstrzymać – Spędzam tu już czwartą godzinę, nie mogąc odważyć się zapukać do waszego domu.
Dopiero teraz spojrzała na jego twarz. Miał jasne włosy, lekki zarost mocno niebieskie oczy. Wyglądał tak… znajomo. Czuła się jakby znała go od zawsze, a widziała go tylko na jednym zdjęciu. Jego oczy były smutne. Bardzo smutne. Chyba tylko to wyglądało inaczej niż na zdjęciu. Na nim były wesołe, łobuzerskie, zawadiackie… Takie z cwaniackim błyskiem. Pomimo tych oczu wyglądał młodo, to, że był 10 lat starszy niż na zdjęciu, nie robiło za dużej różnicy. Oczywiście, że wyglądał poważniej, ale na pewno nie dużo starzej.
Matt poczuł, że Megan uważnie mu się przygląda. Nie wiedział czemu to zrobił, ale położył dłoń na jej policzku, może chciał po prostu sprawdzić czy jest prawdziwa.
Dziewczynka nie odsunęła się, ale widać było, że jest zdziwiona tym gestem.

Jenn wmurowało w ziemię, kiedy zobaczyła Matta siedzącego w parku obok ich córki. Poszła za Meg, która płacząc wybiegła z domu, chcąc z nią porozmawiać. Martwiła się o nią. Widok, który zobaczyła odebrał jej oddech na kilka sekund. Nie zauważyli jej, to dobrze. Przyjrzała się uważniej Mattowi. Prawie nic się nie zmienił… Tak samo nie zmieniło się nic w sprawie tego chorego przyciągania jakie przy nim czuła.

Matt po kilku chwilach zabrał dłoń z twarzy dziewczyny. Patrzyli sobie w oczy i każde czekało aż drugie wykona jakiś ruch, powie cokolwiek.
-Twoja matka za tobą poszła – powiedział Matt.
-Skąd wiesz? – zapytała zdziwiona, rozglądając się. Dojrzała Jenn, podpierającą się o drzewo i pochłaniającą ich wzrokiem.
-Czuję – odpowiedział zmieniając pozycję i też spoglądając w stronę kobiety swoich marzeń. Jak ona wydoroślała! Ostatnim razem widział ją jak miała ledwo 19 lat. To, że doszło jej lat, nie zabrało ani trochę z jej atrakcyjności.
Matt wstał, ale ani on, ani Meg, ani Jenn nie ruszyli się z miejsca. Po kilku minutach dziwnej ciszy, Jenny podeszła do nich wolno.
-Witaj, Matt – powiedziała i wyciągnęła do niego rękę.
-Oj, proszę cię – powiedział zażenowany i ignorując jej dłoń przyciągnął ją do siebie i przytulił – Cholera, jak ja za tobą tęskniłem – wyszeptał i wciągnął w płuca jej zapach. Wiedział, że nigdy o niej nie zapomni, przestał próbować już jakieś 4 lata temu, a więc śmiało mógł mieć więcej rzeczy do pamiętania.
Megan z boku przyglądała się Jenn i Mattowi i nie miała pojęcia dlaczego ta cała scena nie wydała się jej niczym dziwnym. Może dlatego, że powinno tak właśnie być? Jej matka powinna przytulać się z jej ojcem, gdyby rodzina Meg wyglądała tak, jak powinna. Ale nie wyglądała… I nigdy wyglądać nie będzie.
-A ty pozwolisz się przytulić? – dziewczyna zauważyła, że Matt zwraca się w jej stronę z rozłożonymi ramionami i niepewnym uśmiechem.
Zdobyła się tylko na wzruszenie ramion, dlatego tata podszedł do niej i przytulił. Na początku nie odwzajemniała uścisku, ale w końcu objęła go ramionami i pierwszy raz w życiu poczuła się tak naprawdę bezpiecznie.
-Jesteś śliczna, Meggy – powiedział miękko, przyciszonym głosem na jej ucho – Córeczko – dodał, testując to słowo.


-Drew, słuchaj – zaczęła Rose dzwoniąc do kuzyna i jednocześnie wyglądając przez okno – Sierotka Marysia wybiegła z płaczem z domu, a ciocia Jenn za nią. Sporo czasu nie wracają i nie mam pojęcia co się tam dzieje. Pewnie jakieś tam rzewne rozmowy ze sobą toczą… Że co?! – dziewczyna zszokowana otworzyła szeroko oczy.
-Co?? – zapytał Drew.
-Wracają. Z MATTEM!
-Że kurwa co?! Jak?!
-No idą i…
-Błagam cię, nie mam nastroju do żartów. Dzięki za info – rozłączył się.
Jego spojrzenie mówiło wszystko dlatego nikt nie musiał pytać co się stało. Teraz musieli tylko utrzymać Justina jak najdłużej i jak najdalej od domu.