Drew przeszedł masę badań, które sprawdzały jego kondycję
fizyczną, stan zdrowia i mnóstwo rzeczy, które według niego nie miały
kompletnego znaczenia. Z tego, co mówiła niska, chuda kobieta, co pięć sekund
pociągająca nosem i poprawiająca okrągłe okulary, o wiele za duże na jej
malutkiej twarzy, większość z jego wyników było dobrych. Oprócz poziomu
agresji, który według niej był nadprzeciętny.
-Chyba sobie pani kpi – parsknął chłopak – Nie znam bardziej
spokojnego człowieka ode mnie.
Nie odpowiedziała tylko zmierzyła go zdystansowany
spojrzeniem.
-Cóż… - zaczęła swoim piskliwym głosem i pociągnęła nosem –
Obserwacje moje, pana dyrektora i policjantów mówią co innego.
Drew wywrócił oczami z bezczelnym uśmiechem.
-Przykro mi to mówić, ale – pociągnięcie nosem – Wykazujesz
zbyt wiele agresji, żebyśmy mogli zostawić cię bez nadzoru, więc - pociągnięcie
nosem, poprawienie okularów – Założymy ci na rękę bordową bransoletę, która
będzie informować innych o tym, że jesteś – pociągnięcie nosem – niebezpieczny.
-Yyy, nie – powiedział Drew, cofając się od kobiety – Nie
gustuję w biżuterii. Poza tym… nie jestem... niebezpieczny – uśmiechnął się
najbardziej przekonująco, jak tylko był w stanie.
-Przykro mi – pociągnięcie nosem – Jeśli się poprawisz,
niewykluczone, że za jakiś czas zostanie ci zdjęta.
-Będę grzeczny, obiecuję. Nie chcę tego – mówił chłopak.
-John! – zawołała swoim skrzekliwym głosem, a Drew
automatycznie zaczął się rozglądać za drogą ucieczki.
-Tak? Czy ten dzieciak znowu sprawia problemy, Karen? –
ochroniarz momentalnie pojawił się w pomieszczeniu.
-Ja? Nigdy, John – Drew uśmiechnął się niewinnie.
-Ile razy mam ci powtarzać, że nie masz prawa mówić do mnie
po imieniu?! – warknął ochroniarz.
-Mówienie o mnie ‘ten dzieciak’ też nie jest za uprzejme,
nie uważasz? – zapytał tonem, jakby ganił małe dziecko.
-Kurwa, Bieber, nie wydostaniesz się stąd przez najbliższe
lata, nawet na minutę. Z tym zachowaniem za nic nie dostaniesz przepustki –
powiedział ostro mężczyzna.
Drew przełknął ślinę.
-Nie dacie mi przepustki? Za zachowanie? – zapytał powoli.
-Nie inaczej. A teraz zakładaj tę cholerną bransoletkę –
rozkazał.
Drew posłał mu złe spojrzenie i z niezadowoleniem
wymalowanym na twarzy, pozwolił Karen założyć sobie na rękę bordową bransoletę.
-A teraz włosy – powiedziała pociągając nosem.
-Nie ma mowy – zrobił krok do tyłu.
-Ależ jest, Bieber – odezwał się gliniarz, z wyraźną
satysfakcją w głosie.
-Nikt nie dotknie moich włosów – powiedział twardo.
-A ty co? Panienka? – zarechotał John – Bądź mężczyzną,
Drew.
Chłopak posłał mu nienawistne spojrzenie, jednocześnie
rozmyślając, jakby tu ominąć policjanta i wybiec na zewnątrz.
-Nawet o tym nie myśl. Wiesz, że i tak cię złapiemy i będzie
tylko gorzej – powiedział policjant, odgadując myśli młodego Biebera.
Chłopak westchnął, włożył końcówki dłoni do kieszeni
przetartych jeansów i opuścił głowę.
-Będę wyglądał jak debil – mruknął.
-Już tak wyglądasz – usłyszał znajomy głos.
Uniósł głowę i jego wzrok napotkał rozbawione spojrzenie
Caroline.
-Co tu robisz, śliczna? – zapytał, uśmiechając się lekko –
Tatuś, nie wyraził się jasno, że nie chce, żebyś się obok mnie kręciła?
Caroline uśmiechnęła się cwaniacko.
-Nie – opowiedziała – A tak nawiasem mówiąc, wcale nie
wiedziałam, że tu jesteś – jej wyraz twarzy mówił coś zupełnie innego. Przeniosła wzrok na niską kobietę – Karen,
tata prosił, żebyś na chwilę się u niego zjawiła.
Kobieta pociągnęła nosem, skinęła głową i wyszła, prosząc
policjanta, żeby przypilnował Drew, dopóki nie wróci.
-Co ty właściwie robisz? – zapytał chłopak bezdźwięcznie
poruszając ustami, wpatrując się w Carol.
-Ratuje twoje włosy – odpowiedziała tym samym sposobem.
Drew uśmiechnął się szeroko.
Megan wyszła ze swojego pokoju, w którym mieszkała u Matta i
skierowała swoje kroki do wyjścia.
-Zjesz coś? – zawołał do niej ojciec z salonu.
-Nie. Pójdę się przejść – odpowiedziała krótko i wyszła na
zewnątrz pierwszy raz od kilku dni.
Zaczerpnęła haust powietrza.
Nie wyczuła w nim nic innego oprócz cholernych spalin, co ją
zirytowało.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w ostatnich dniach
irytowało ją niemal wszystko.
Ruszyła przed siebie w nieznanym sobie kierunku.
Nie obchodziło ją czy się zgubi.
W ostatnich dniach nie obchodziło jej zupełnie nic.
Kiedy usłyszała, jak dwóch chłopaków obok których przeszła,
gwiżdżą na jej widok, bezceremonialnie pokazała im środkowy palec.
-Drapieżna – usłyszała za sobą głos jednego z nich.
Wywróciła oczami i zdała sobie sprawę jak bardzo zmieniło ją
to parę dni.
Wzruszyła mentalnie ramionami.
Życie zmienia.
-Tak? – kiedy Drew usłyszał w słuchawce znajomy głos,
chciało mi się skakać ze szczęścia.
-Hej, śliczna – powiedział ciepłym głosem i pokazał gestem
policjantowi, żeby się odsunął.
Ten niechętnie, przesunął się o paręnaście centymetrów.
Drew wywrócił oczami mówiąc bezgłośnie, sarkastyczne ‘dzięki’.
-Drew? – zapytała zaskoczona Rachel.
-We własnej osobie. Mogę wykonywać jeden telefon co tydzień
i mam 5 minut. To się nagadamy – westchnął głęboko – Tęsknię za tobą,
kochanie..
-Ja za tobą też – powiedziała smutno dziewczyna – Słuchaj,
Drew… Musimy… - przez chwilę się nie odzywała - Moi rodzice mówią, że…
-Jak mi powiesz, że te koniec, to się zabiję i tak nie mam
co tu robić – przerwał jej – A gdzie ‘och, Drew, obiecaj, że nigdy mnie nie
zostawisz’?? – zakpił, sarkastycznie udając jej głos.
-Drew…
-Co? – warknął.
-Po prostu… tyle się ostatnio zdarzyło i…
-I co?? Powiedz mi kurwa co???
-Drew, to nie takie proste jak ci się wydaje…
-Żadna pieprzona rzecz na tym świecie nigdy nie wydawała mi
się prosta, Rachel – wycedził – Wiesz, że to, że Greg nie żyje, było
przypadkiem. Wiesz, że kocham cię, jak idiota.
-Drew… Ja nie mogę dłużej z tobą być… To nie zależy wyłącznie
ode mnie – mówiła Rachel, drżącym głosem.
-Tak? – zakpił – A od kogo? Masz swój mózg, a to wolny kraj,
Rachy – ostro podkreślił ostatnie słowo – Chcesz mi powiedzieć, że zrywasz ze
mną przez telefon, bo nie możesz podtrzymywać mnie przy życiu nawet z litości i
raz w pieprzonym tygodniu mówić, że mnie kochasz?! 5 minut Rachel!!
-Czy ty się słyszysz, Drew? – zapytała dziewczyna drżącym
głosem – Nie jesteś sobą. Nie mogłabym cię oszukiwać, a nie chcę zatrzymywać
swojego życia uczuciowego na parę lat, bo muszę być wierna tobie. Potrzebuję
bliskości, wiesz? A ty mi jej nie dasz, bo praktycznie nie będziemy się
widzieć.
-I tak bym się nie dowiedział, że mnie zdradzasz – sapnął.
-Drew, ja…
Chłopak usłyszał trzaśnięcie w słuchawce i informację, że
jego 5 minut właśnie dobiegło końca.
Drew z całej siły odłożył telefon i z jeszcze większą siłą
uderzył lewą pięścią w ścianę, zaraz poleciała prawa i znowu lewa i prawi i
lewa i prawa.
-Stop! – policjant odciągnął nabuzowanego, wyrywającego się
Drew od ściany. Trzymał go mocno, dopóki ten choć trochę się nie uspokoił - Słuchaj,
Drew – zaczął spokojnym tonem - Wbrew pozorom, to jeszcze nie koniec świata –
powiedział mężczyzna.
Chłopak zmarszczył brwi. Nie znał go, ale chociaż wydał mu
się w miarę przyjazny, nienawidził psów.
-Dla mnie tak – powiedział ostro.
-Odsiedzisz tu jakiś czas. Dobrze się zachowuj, to kto wie i
może za 2 miesiące zdejmą ci tę
bransoletę i rodzina będzie mogła odwiedzać cię nawet co weekend. Może
nawet dostaniesz przepustkę – mówił policjant.
Chłopak opuścił głowę i zaczął wpatrywać się w podłogę.
-Kto powiedział, że mam jeszcze do czego wracać?
-Jesteś silnym chłopakiem, Drew. Poradzisz sobie ze
wszystkim. Zaufaj, z czasem wszystko się ułoży – mówił.
Młody Bieber uniósł z powrotem spojrzenie na policjanta.
-Gadanie – sapnął.
-Twoje nastawienie, twój wybór – odpowiedział mężczyzna.
-A jakie ono kurwa może być?! – krzyknął Drew – Przypadkiem spowodowałem
śmierć, muszę tu za to gnić, rodzina dziwnie na mnie patrzy, dziewczyna mnie
rzuca… siostra nienawidzi…
-Rozumiem cię, chłopcze, ale niczego nie odwrócisz. Możesz
jedynie zacząć od nowa – Drew chciał mu przerwać, ale mężczyzna na to nie
pozwolił – Po prostu to przemyśl.
Policjant zaprowadził
Drew do jego tymczasowego pokoju-celi. Kiedy mężczyzna otworzył przed nimi
drzwi, jego oczom ukazało się parunastu chłopców mniej więcej w jego wieku,
siedzących lub leżących na łóżkach. Część z nich siedziało na podłodze i grało
w karty, ale w momencie, kiedy pojawili się w drzwiach, wszystkie spojrzenia
skierowały się w ich stronę.
-Chłopaki, to jest Drew – oznajmił policjant – Przyjmijcie
go ciepło.
Drew usłyszał kilka parsknięć, ale odważnie wszedł do środka
z cierpkim uśmiechem na ustach.
Mężczyzna zamknął za sobą drzwi, a młody Bieber uświadomił
się, że w ogóle nie czuje strachu, chociaż prawdopodobnie powinien.
Stał tak po środku pomieszczenia, spokojnie lustrując
wszystkich po kolei.
Nie wszyscy mieli wygolone głowy. Chłopak zastanawiał się
czy to ich również Caroline wzięła pod swoje skrzydła, czy po prostu włosy zdążyły
im odrosnąć.
Jego spojrzenie zatrzymało się na ogromnym chłopaku, który
próbował zmiażdżyć go wzrokiem.
-Co się gapisz, cieciu? – warknął olbrzym.
-A nic, przypominasz mi kogoś – powiedział Drew, z
rozbawionym uśmiechem.
-Kogo? Twój senny koszmar? – wyszczerzył pożółkłe zęby.
-Nieee – Drew nie przestawał się uśmiechać – kuzynkę.
Oprych zerwał się z miejsca i w jednej sekundzie stał
naprzeciwko Drew, mierząc go mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
-Powtórz – warknął na skraju wybuchu.
-Ej, koleś nie chciałem cię obrazić – zaśmiał się – Moja
kuzynka jest całkiem seksowna.
Pięść chłopaka w jednym momencie z dużą siły wylądowała na
ustach Biebera.
Drew spojrzał na górującego nad nim wielkością idiotę.
Potarł szczękę, pokręcił głową z uśmiechem nie wróżącym
niczego dobrego, zamachnął się i oddał kolesiowi cios. Trafił w nos. Usłyszał skrzypnięcie
kości, a z nosa polała się krew.
-Mike, on ma bordową bransoletę. Nie ryzykowałbym – Drew
usłyszał głos gdzieś zza siebie.
W oczach olbrzyma na ułamek sekundy zabłysł lęk.
Kiedy Drew patrzył na niego, próbującego zatamować rękami
krwotok z nosa nawet zrobiło mu się go szkoda, dopóki nie poczuł metalicznego
smaku na swojej wardze. Oblizał ją.
-Rozciąłeś mi wargę – powiedział niezadowolony.
-A ty złamałeś mi nos – warknął Mike.
Drew wzruszył ramionami.
-Myślałeś, że ci nie oddam?
Kroki Megan pokierowały ją w stronę tętniącego życiem klubu.
Głośna muzyka, taniec i alkohol, to coś czego w tym momencie potrzebowała najbardziej na świecie.
Nigdy nie była pijana, ale dziś miała zamiar być. Pozostał jej tylko problem, przedostania się do klubu, bez dowodu osobistego.
Nie stanęła w kolejce i pomimo protestów ludzi przedarła się do bramkarza.
-Czego chcesz, dzieciaku? - zakpił, ale wyraźnie zauważyła jak łakomie zlustrował ją wzrokiem od góry do dołu i z powrotem.
-Jest pewna sprawa... - zaczęła krzywiąc się przepraszająco - W środku jest mój brat. Rodziców nie ma w domu, a ten idiota wziął dziś mój klucz i nie mam, jak wrócić... Wpuścisz mnie na minutkę?
-Nie możesz zadzwonić, żeby wyszedł? Nie wydaje mi się, żeby łatwo było kogokolwiek tam znaleźć - odpowiedział, ale wyglądało na to, że połknął haczyk.
-Nie wziął ze sobą telefonu, nie słyszy albo umyślnie nie odbiera... - wytłumaczyła.
Facet westchnął, machnął ręką i pozwolił jej wejść ku oburzeniu większości kolejki.
-Wrócę, jak tylko go znajdę - obiecała.
Kiedy tylko przekroczyła próg klubu na jej ustach pojawił się szeroki, zwycięski uśmiech.
_________________
;)